sobota, 7 września 2013

Podsumowanie tygodnia 2.09 - 8.09


waga: 71,5 kg (-0,2kg, no nieźle)
Pomierzony poziom tkanki tłuszczowej:
30,1% (super)
Masa tłuszczu:
21,5 kg (- 2,7kg)
Masa mięśni: 45,1 kg (+2,4 kg) 
obwód w pasie: 92 cm (tak samo)
obwód w talii: 
74 cm (lepiej)
obwód w tyłku:
104 cm (tak samo)
obwód w udzie:
60,5 cm (tak samo)


Ćwiczenia na całe ciało: ćwiczeń ogólnych razem 3 razy (ok. 1699 kalorii)
Ćwiczenia na orbitreku:  1 raz, łącznie 140 kalorii
Ćwiczenia na bieżni:  1 raz, 210 kalorii
Ćwiczenia na stepperze:  1 raz, łącznie 500 kalorii
Ćwiczenia na siłowni:   1 raz, ok. 700 kalorii
Spacer: 1 raz, ok. 500 kalorii

Sauna: 30 minut (1 raz) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok.  3749 (mimo tego, że raczej się obijałam w tym tygodniu udało mi się wyrobić normę, więc nie najgorzej)
Postęp: ćwiczyłam zdecydowanie za mało jak na moje potrzeby, ale plan tygodniowy wyrobiłam, więc nie ma co narzekać; trzymam się już bardzo ładnie swojej diety i może właśnie dzięki temu udaje mi się powoli chudnąć; daleko mi jeszcze do wymarzonej sylwetki, ale różnica jest bardzo widoczna tzn. wyglądam teraz tak, jak wyglądałam w tym samym czasie rok temu, teraz dążę do cofnięcia się o kolejny rok i 5 kilo :) ; Przede wszystkim spadło mi już łącznie 3 kg tłuszczu! I to jest naprawdę coś :) niestety,masa mięśniowa jeszcze jest pod kreską, zobaczymy za tydzień; porażkę poniosłam w kwestii odżywek, przez najbliższe kilka tygodni jednak jeszcze jej nie kupię, ale to jedyna rzecz, która się nie udała
Plany na kolejny tydzień: trzymać się diety, schudnąć jeszcze chociaż 0,5 kilo, pójść na siłownię min. trzy razy;

Poniedziałek 02.09
Step & shape, 50 min., intensywność umiarkowana.
Stepper 4/20, 30 min., 500 kalorii
Bieżnia średnio 7km/h, 23 minuty 210 kalorii
Orbitrek 2/20, 23 min., 140 kalorii, byłam tak wyczerpana, że myślałam, że spadnę z tego paskudztwa. Ale musiałam wytrzymać!
Ginekolog przywodziciele 23 kg, 5x15, ale to było przegięcie, ledwo dałam radę.
Ginekolog odwodziciele 25 kg, 5x15, lajcik.
Urządzenie pierwsze, 27 kg, 3x12 i o mało co mi ręka nie strzeliła. Przegięłam.
Urządzenie drugie, 18 kg, 3x12, ale po urządzeniu pierwszym nie dałam rady więcej i to też zrobiłam nieelegancko.
Sauna 15 min. 1 poziom, 15 min. 2 poziom

Wtorek 03.09
Dzień lenia.

Środa 04.09
Dzień lenia, po raz kolejny.

Czwartek 05.09
50 minut Step choreography, skakanie, kręcenie się, skakanie, spadanie ze stepu, skakanie. I nawet nie było przerwy na brzuszki.
60 minut Aerobox, czyli aerobiku połączonego z kickboxem. Naprawdę fajnie. W życiu bym się  nie spodziewała, że mi się tak spodoba.
Jak na jeden dzień tego dobrego i tak już wystarczyło, ale po powrocie do domu zrobiłam sobie trzy serie po 45 sek. podporu na przedramionach, żeby rzeźbić brzuch. Trzeba!

Piątek 06.09
Kolejny dzień lenia.

Sobota 07.09
I po raz czwarty w tym tygodniu.

Niedziela 08.09
A dzisiaj, aby podbić licznik, wyruszyliśmy na rodzinny spacer. Ponad dwie godziny i 500 kalorii z głowy!

środa, 4 września 2013

Podsumowanie tygodnia 26.08 - 1.09.2013

uwaga, tym razem sama programowałam analizator składu ciała, mogą być błędy (i trochę mam nadzieję, że z tym spadkiem mięśni to rzeczywiście jest blaga) 
waga: 71,7 kg (na siłowni, -3kg w tydzień?)
Pomierzony poziom tkanki tłuszczowej:
33,8% (więcej)
Masa tłuszczu:
24,2 kg (- 0,2kg) 
Masa mięśni: 45,1 kg (-2,7 kg) 
obwód w pasie: 92 cm (lepiej)
obwód w talii: 
75 cm (lepiej)
obwód w tyłku:
104 cm (lepiej)
obwód w udzie:
60,5 cm (lepiej)


Ćwiczenia na całe ciało: ćwiczeń ogólnych razem 3 razy (ok. 1075 kalorii)
Ćwiczenia na orbitreku:  3 razy, łącznie 495 kalorii
Ćwiczenia na bieżni: 1 raz, 210 kalorii
Ćwiczenia na stepperze:  3 razy, łącznie 1390 kalorii
Ćwiczenia na siłowni:  2 razy, ok. 460 kalorii

Sauna: 1 godzina (3 razy) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok.  3965 (nieźle, mój cel to 3,5 tys. tygodniowo w tym miesiącu)
Postęp: nie spóźniam się już tak na zajęcia, powoli mam już swoją rutynę; zauważyłam spory rozrost mięśni łydek, co mnie nie cieszy aż tak, jakby to były np. mięśnie brzucha, ale jest to postęp; zaczęłam okazjonalną suplementację odżywką białkową i wprowadziłam nową dietę niskowęglowodanową opisaną w poprzednim poście i więcej ćwiczę siłowo; czyli niby ok

Plany na kolejny tydzień: kupić wreszcie własną odżywkę, a nie zostawiać pieniądze na siłowni, iść dalej w nową dietę i za nic się nie poddawać z ćwiczeniami mimo rozpoczętego właśnie września;


Od tego tygodnia używam tego kalkulatora do obliczenia ile spaliłam na aerobiku, dzięki temu już nie ma szacowania:
http://potreningu.pl/kalkulatory/spalanie

Zastosowanie i sens odżywek białkowych
http://potreningu.pl/artykuly/2137/bialko--na-mase-czy-na-rzezbe-jakie-jest-przeznaczenie-odzywek-proteinowych

Poniedziałek, 26.08
Step & Shape, spóźniona o 25 min., a jakże. 310 kalorii, niezły kop w postaci pompek i brzuchów, taki różowy hard core.
Stepper 34 minuty, poziom 4/20 i nie zmieniałam(!),  chociaż po 20 minutach już padałam. Ogólnie 590 kalorii.
Potem orbitrek, poziom 5/20, 17 minut, 120 kalorii.
Na końcu ćwiczenia na dwóch ginekologach (tak w slangu nazywają te przyrządy do przywodzicieli i odwodzicieli), przywodziciele - 18kg, 5 serii x 15; odwodziciele - 25 kg, 5 serii x 15. W sumie około 160 kalorii.
Czy wiesz, że minuta ćwiczeń siłowych to 5-9 kalorii w zależności od intensywności?
Tego dnia: 1180 kalorii !wooow!

Wtorek, 27.08
Odpoczynek.

Środa, 28.08
Step & shape, 50 min. (bo się, oczywiście, spóźniłam), nie było bardzo ciężko, więc zwiększyłam intensywność nie robiąc przerw, dzięki temu było zacnie.
Potem aeroby, pierwszy dzień od 10 dni kiedy nie idę do pracy więc zaszaleję czasowo!
Stepper poziom 5/20, czas 35 min., 600 kalorii
Orbitrek poziom 6/20, ale po 5 min. zmieniałam na 2, łącznie 15 min., 100 kalorii, tętno 190 i uczucie, że się zaraz przewrócę. Ale zasada jest taka - zakładasz na samym początku minimalny czas i minimalną ilość kalorii i nie puszczasz póki nie dobijesz. Najwyżej zmień obciążenie, zwolnij i rób to godzinę zamiast 20 minut, ale jak mówisz, że dobijasz do 100 kalorii, to płaczesz, ale dobijasz.
Zwlekam się z aerobów, idę na siłownię. Najpierw ginekolog, przywodziciele, jedna tura 25 kg, ale niestety, za duże zakwasy, 4 tury 13 kg. Następnie ginekolog, odwodziciele, 27 kg 5 serii po 15.
Potem szalejemy, idę na stronę mięśniaków i pakuję na ręce. Urządzenie pierwsze 25 kg , 5 x 15
Urządzenie drugie 18 kg, 5 x15
Potem 20 minut rozciągania na matach i właśnie minęły 3 godziny samych ćwiczeń! Jestem koksem!!!
Na koniec sauna, i tym razem miałam czas na porządne 15/10/5 minut, poziomy 1/2/3, czyli tak, jak trzeba. Byłam przeszczęśliwa, ale tak wykończona, że do końca dnia wyglądałam jak poziom wyżej trupa. Za to dzięki dobremu rozciąganiu nie miałam żadnych zakwasów!
Dzisiaj 1465 kalorii!

Czwartek, 29.08
Fit ball, godzina, znaczna poprawa stabilności od poprzedniego tygodnia byłam zadowolona z siebie. Po wczorajszym dniu byłam tak wyczerpana jak po oddawaniu krwi, więc poszłam tylko na 22 minuty na bieżnie i wychodziłam 210 kalorii. Już prawie zapomniałam jak kalorie lecą na bieżni! Bardzo szybko, co sugeruje duże zawyżenia. Ale i tak było miło.
To byłoby 510 kalorii.

Piątek, 30.08
Dzisiaj wyjazd na siłownię miał cel w dużej mierze towarzysko-informacyjny, dlatego pod kątem ćwiczeń skończył się fiaskiem. Ćwiczyłam łącznie 40 minut: 17 minut na orbitreku (110 kalorii), oraz trochę ponad 10 minut na stepperze (musiałam z niego nagle zejść, więc nie zapamiętałam czasu ani dokładnie spalonych kalorii, ale było ok. 200).
Kalorii na dziś: 310

Sobota, 31.08
Dzisiaj wybraliśmy się na rodzinny spacer do lasu. Zajęło nam to około dwóch godzin, podczas których przeszliśmy 6-7 km. Taki spacer po lesie poprawia apetyt, metabolizm i pozwala spalić ok 500 Kalorii. Naprawdę nieźle, jak na dzień beztreningowy :)

Niedziela, 01.09
Odpoczynek.

niedziela, 1 września 2013

Spotkanie z trenerem - analiza ciała i dieta

Pisałam w zestawieniu zeszłego tygodnia, że miałam szczęście trafić na trenera, który zrobił mi analizę składu ciała. Widziałam się z nim także w piątek, kiedy to rozpisał mi mini-dietę. Taka usługa w Gdyni kosztuje 75 zł, ale jest bardzo przydatna, więc bardzo mocno się nad tym zastanawiałam, ale okazało się, że w Warszawie może właściwie nie kosztować nic. Tyle szczęścia!

Więc moja analiza składu ciała:
waga: 74,7 kg (idealna masa ciała 65,1 kg)
tłuszcz: 32,7% (24,4 kg) wartość referencyjna 21-32,9%
mięśnie: 47,8 kg
woda: 48,2% (36 kg)
kości: 2,5 kg
wiek metaboliczny: 34 lata
poziom tłuszczu trzewnego: 3 wartość referencyjna < 13

Jak widać, waga jest tak czy siak dość wysoka, można by ją obniżyć o te 9,5 kg. Tłuszcz jest poważnym problemem, bo zbliża się do granicy wartości referencyjnej i z tym przede wszystkim trzeba walczyć. Ilość mięśni jest lekko powyżej przeciętnej i tu nie ma na co narzekać, ale ich rozrost może się przydać do szybszego spalania kalorii, więc warto się nad tym pochylić. Ilość wody w organizmie jest odpowiednia dla tej ilości tłuszczu, wraz ze spadkiem tłuszczu powinna wzrastać ilość wolnej wody. Ilośc tłuszczu trzewnego, czyli niebezpiecznego otłuszczenia narządów wewnętrznych jest bardzo niska, więc nie ma powodu do zmartwień. Za to mój wiek metaboliczny... Jestem metabolicznie pewnie w wieku mojej mamy (podejrzewam, że ona ma niższy niż właściwy). Wiek metaboliczny bierze się z tego ile mamy tłuszczu, wody i mięśni, a w efekcie ile nasz organizm potrzebuje kalorii dziennie. Podkręcenie metabolizmu za pomocą odpowiedniej diety i ćwiczeń powodujących wzrost mięśni obniży także wiek metaboliczny.

A teraz mowa o diecie, tą część opisuję ogólnie, nie jest to mocno spersonalizowane, ale uwzględnia kilka właściwych dla mnie rzeczy: ja się odchudzam, jem za mało białka, za dużo węglowodanów, no i jestem wegetarianką. Ale postaram się to opisać tak jak będzie to pasować do wszystkich:

co do picia:
  • naprawdę zimna woda (obniża temperaturę ciała, przez co przyspiesza spalanie kalorii przy wyrównywanie temperatury w ciele)
  • zielona i czerwona herbata (nie trzeba komentować)
  • czarna kawa (przyspiesza metabolizm i jest naturalnym termogenikiem, czyli "podwyższaczem" temperatury, co oczywiście powoduje wzrost spalania)
postanowienia ogólne:
  • jemy często, nie chodzimy głodni (co ok. 3 godziny)
  • nie przesadzajmy z surowymi warzywami, mogą zatrzymywać wodę w organizmie i powodować wzdęcia
  • po godzinie 16 nie jemy węglowodanów (tylko białko i warzywa, oprócz bulwiastych)
  • owoce jadamy tylko w pierwszej połowie dnia
  • pieprzymy! duża ilość przypraw podwyższa temperaturę naszego ciała, a co za tym idzie, już wiemy
  • nie przesadzamy z tłuszczem ale go nie lekceważymy, tłuszcz rozpuszcza witaminy, powoduje uczucie sytości i gładkość na języku (nie pytajcie mnie czemu to takie ważne, ale ważne), ale także zmniejsza szybkość metabolizmu
  • jeśli ćwiczymy prawdopodobnie konieczna okaże się odżywka białkowa, wybieramy taką, która jest robiona z ok. 80% białka serwatkowego (whey 80, białko pełnowartościowe, powyżej 80% nie ma sensu u amatorów, a tylko podwyższa cenę), patrzymy na to, żeby odżywka miała ok. 30 g białka na porcję, shake z takiej odżywki pity po treningu powinien być robiony na wodzie a nie na mleku (tłuszcz spowalnia wchłanianie białka), za to odżywka pita do kolacji może być na mleku, ponieważ wtedy zależy nam na białku wolnowchłanialnym; dobra odżywka nie powinna kosztować więcej jak ok. 130 zł/2 kg, przy czym taka ilość może wystarczyć na bardzo długo
Śniadanie
Podstawa: Połowa kuli twarogu chudego ugnieciona z małym jogurtem naturalnym, do tego możemy zjeść 2 kromki ciemnego pieczywa
Rozszerzenie: do takiej pasty można wrzucić wszystko, oprócz oczywistego szczypiorku czy czosnku mogą to być też owoce, warzywa takie jak ogórek czy pomidor, dzięki temu to dość monotonne śniadanie może smakować codziennie inaczej

II Śniadanie
Podstawa: żadnych węglowodanów, białko + warzywa; propozycja trenera:
Rozszerzenie: mozarella, feta, twarożek? dużo jest źródeł białka, lekka, mała sałatka załatwi sprawę; dzięki temu można przez miesiąc jeść co innego

Obiad
Podstawa: białka+węglowodany+tłuszcze, posiłek mega, najważniejszy w ciągu dnia; w moim przypadku ma to być porcja (100g) ryby codziennie i dodatki, takie jak makaron/ryż/kasza i warzywa gotowane, wszystko w oliwie lub oleju rzepakowym

Podwieczorek
Podstawa: gotowane na parze lub pieczone warzywa

Kolacja
Podstawa: 3 jajka na miękko i ew. odżywka białkowa na mleku
Rozszerzenie: cóż, niewiele da się tutaj zrobić, ale można to przyprawiać, można do tego zawsze dorzucić zieleninę

Cóż, nudne, nie? Ale nic nie poradzę. Jeśli ktoś z Was ma pomysł na dobre rozszerzenia, czyli jak zroić to samo inaczej, to napiszcie mi. Jestem na tej diecie min. do października, potem pewnie mogę sobie trochę odpuścić. Czy zainspirowało to kogoś do jakiś zmian? A może do analizy ciała? Jestem bardzo ciekawa.

sobota, 31 sierpnia 2013

Witaminy i minerały, czyli kto żyje dłużej

"Jeżeli Twój lekarz uważa, że dodatkowe zażywanie suplementów nie jest ci potrzebne, lub że znajdziesz je w codziennym pokarmie, szybko zmień lekarza."

Chciałabym się podzielić z Wami pewnym artykułem, na który trafiłam zupełnym przypadkiem. Jednak tak mnie zainteresował, zaintrygował i wciągnął, że mimo pokaźnej treści postanowiłam przeczytać całość. Są to informacje, które nie są mi całkiem obce, bo w szczątkowych dawkach docierają do nas w różnych artykułach (ostatnio w Focusie czytałam np. o witaminie D), ale nigdy jeszcze nie przeczytałam tego tak dobitnie. Zachęcam do lektury pod spodem umieszczając kilka co ciekawszych ustępów.

http://www.albertkosmider.pl/2013/02/niezywi-lekarze-nie-kamia.html

Obecnie średnia długość życia Amerykanów wynosi 75,5 roku, w tym lekarzy tylko 57 lat. Z tego można wyciągnąć prosty wniosek, że jeśli ktoś chce żyć przeciętnie 20 lat dłużej, niech podaruje sobie studia medyczne i zawód lekarza.



Dwukrotny laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny Rohn Spohring twierdzi, że jeśli chcemy zapobiegać powstawaniu raka oraz go leczyć, musimy przyjmować 10 000 mg witaminy C dziennie. Noblista ma dzisiaj 94 lata, cieszy się dobrym zdrowiem i świetną kondycją. Pracuje po 14 godzin dziennie na uczelni w San Francisco i na swojej farmie. Lekarze, którzy wyśmiewali się kiedyś z diagnozy noblisty, zmarli 35 lat temu.

Lekarze przyjmujący pacjentów z kamieniami nerkowymi, w pierwszej kolejności zalecają zaprzestanie spożycia mleka i jego przetworów. Czyli zmniejszają dostarczaną organizmowi dawkę wapnia. Lekarze sądzą, że te kamienie nerkowe to odkładające się wapno pochodzące z jedzenia. Kiedy brakuje w pożywieniu wapnia i magnezu nasz organizm pobiera wówczas te składniki z kości, które wtedy rzeszotnieją, gdyż jest na niego duże zapotrzebowanie i odkłada go w nerkach. Już tysiąc lat temu wiedziano, że aby zapobiec kamicy nerkowej u zwierząt podaje im się zwiększoną ilość wapnia i magnezu. Krowy i owce przy kamieniach nerkowych po prostu zdychają. A my? My zwijamy się z bólu.

 Aby dostarczyć organizmowi potrzebnych składników musielibyśmy spożywać żywność z odpowiednio czystych ekologicznie plantacji i zjadać je w wielkich ilościach. Codziennie musielibyśmy spożywać kilka kilogramów mieszanki składającej się z 15-20 różnych roślin, owoców, produktów zbożowych i białka. W praktyce jest to wręcz niemożliwe. 

Obecnie mamy tragiczną sytuacje jeśli chodzi o minerały. Witaminy są wytwarzane przez rośliny, minerały - niestety, nie. Pobierane są one przez rośliny z gleb i wód. Bardzo często jednak ich tam nie ma, bowiem gleby są wyjałowione, zanieczyszczone ołowiem, innymi metalami ciężkimi i radioaktywnymi.

Zwróćcie uwagę na fakt, że kiedy zapytacie firmę produkującą karmę dla zwierząt, jakie są w tym jedzeniu suplementy, to okaże się, że jest tam ponad 40 składników odżywczych, witamin i minerałów. W jedzeniu przygotowywanym dla szczurów jest 28 takich składników. Zakładam się z każdym z Was, że nie znajdziecie dziś formuły, jeśli chodzi o zestawy spożywcze dla dzieci, która zawierałaby więcej niż 11 ważnych dla organizmu. suplementów. To wręcz kryminał !!!

   

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Podsumowanie tygodnia 19-25.08

waga: 74,7 kg (na siłowni, poszło w górę)
Pomierzony poziom tkanki tłuszczowej:
ok. 31,9% (według mojego programu) i 32,7% według wagi na siłowni; ledwo w normie (tak mówi trener)
uwaga, poprawione wymiary, okazuje się, ze pora mierzenia ma znaczenie!

obwód w pasie: 94 cm (bez zmian)
obwód w talii: 
76 cm (bez zmian)
obwód w tyłku:
105 cm (lepiej)
obwód w udzie:
61 cm (bez zmian)


Ćwiczenia na całe ciało: ćwiczeń ogólnych razem 4 razy (ok. 1080 kalorii)
Ćwiczenia na orbitreku:  3 razy, łącznie 551 kalorii

Ćwiczenia na stepperze:  3 razy, łącznie 1229 kalorii
Ćwiczenia na siłowni:  3 razy, ok. 300 kalorii

Sauna: 1 godzina (3 razy) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok.  3160 (słabo, ale już lepiej niż w zeszłym tygodniu)
Postęp: przez tydzień utrzymałam dietę mniej więcej w takiej postaci jak ją sobie wyobrażam na przyszłość i nie sprawiła mi ona większej trudności; przestałam jeść po 20 i zaczęłam regularnie jeść wcześniej, a to co jem jest naprawdę dobre jakościowo (kasze, ryże, warzywa, pieczywo ciemne i makarony pełnoziarniste, mnóstwo warzyw, trochę owoców, jogurt naturalny w ilościach hurtowych, ogólnie spoko) i nawet Dominik nie narzeka; powoli przyzwyczajam się do realiów Warszawskich i zupełnie innego planu tygodniowego; zaczęłam ćwiczyć siłowo i chcę to bardzo rozwinąć, niestety, brakuje mi przez to czasu na saunę, ale coś za coś;
Plany na kolejny tydzień: zwiększyć różnorodność mojej diety, znaleźć nowe potrawy spełniające moje wymagania kaloryczne i będące mega szybkie w przygotowaniu; ponadto zwiększyć ilość ćwiczeń siłowych, przestać spóźniać się na zajęcia; zacząć zastanawiać się nad ilością węglowodanów/tłuszczy/białka w diecie i zacząć suplementację jeśli okaże się to konieczne


Poniedziałek 19.08:
Step&Shape 20 minut (spóźniłam się, oczywiście) 180 kalorii
Orbitrek 32 minuty 176 kalorii
Stepper 21 minut, 344 kalorie
Łącznie 700 kalorii
ćwiczenia siłowe na przyrządach: na łydki (nie wychodziły mi, rozbolały mnie od nich kolana i zeszłam zła jak osa), na brzuch (szukałam takiego urządzenia jak pokazała mi Marta i w końcu znalazłam coś podobnego, ale oparcie było za wysoko i wgniatało mi się w biust, więc zrezygnowałam) i na wewnętrzną stronę ud (o, to było fajne, wyglądało jak fotel ginekologiczny, ale ćwiczyło się dobrze i wrócę na to na pewno).
Potem sauna 15 minut 1 poziom,
karnitynowy shot Nutrend California

Wtorek 20.08:
Nic wartego uwagi, zapomnijcie.

Środa 21.08:
Kolejny raz spóźniłam się na ćwiczenia o pół godziny. To poważny problem, bo zabiera mi ponad 200 spalonych kalorii, a to w końcu połowa śniadania. Ale jeszcze nie zdążyłam się przyzwyczaić do nowego planu. A wygląda na to, że on nie ma zamiaru się unormować i nadal będzie szaleć. Dlatego w najbliższym czasie będę mieć tego typu problemy. Jak ognia boję się wszelkich zmian, taki już charakter.
Wracając do ćwiczeń. 30 minut aerobiku na stepach, intensywnie, ok. 200 kalorii; 32 minuty na orbitreku, poziom 5/20, 225 kalorii okupione olbrzymim wysiłkiem; 22 minuty na stepperze, poziom 4/20, ale malejący (po 10 minutach zaczęłam zmniejszać, bo nie dawałam rady), 355 kalorii. Oprócz tego krzesło ginekologiczne, 11kg obciążenia, 3 serie po 15 powtórzeń oraz nowość, krzesło obrotowe z obciążeniem 18 kg, które ma rzekomo działać na boczki, po 2 serie 15 powtórzeń na każdy boczek. Nadal nie znalazłam niczego na brzuch. Szukałabym dokładniej, ale część siłowa jest opanowana przez mięśniaków, stałych bywalców, chodzących reklam odżywek. Patrzą na Ciebie dziwnym wzrokiem a Ty wiesz, że ich przeżarte przez keratynę mózgi i wypalone jądra nie pozwalają im widzieć Cię inaczej jako anomalię, tłustą rysę na ich umięśnionym świecie. Czasem, po ćwiczeniach, kiedy endorfiny szaleją w moim organizmie, wyobrażam sobie, że jestem bardzo ładna i oni tylko mnie podziwiają. Wtedy pewna siebie mogę wkroczyć na ich terytorium i obejrzeć przyrządy z uniesioną głową. Częściej jednak działa realizm, który każe mi patrzeć prawdzie w oczy jaka by nie była. Wtedy nie zaglądam na ich część, by nie być obiektem oczywistej pogardy. Czasem, jak dzień jest ciężki a trening dobry można doświadczyć nawet obu tych uczuć. To już właściwie zakrawa o schizofrenię.
Podsumowanie ok. 780 kalorii tego dnia, licząc ćwiczenia siłowe może nawet 850, ale lepiej tego nie wliczać.
Dodatkowe 15 minut sauny na 1 poziomie, z braku czasu więcej się nie dało.

Czwartek 22.08:
Dzisiaj Fit Ball, czyli ćwiczenia przy użyciu piłek do skakania, tylko, że bez uszu, i w sumie nie nadających się do skakania. Ale wiecie o co chodzi. Takie wielkie. Jak zobaczyłam to zwątpiłam. Co to może dawać? Trochę posiedzimy, podbijamy się. Zdjęcia dla rehabilitantów i starców. Po 5 minutach zastanawiałam się czy w ogóle mogę to liczyć jako godzinę fitnessu i ile, jeśli w ogóle, spalę kalorii. Szybko zrewidowałam swój pogląd. Czy Wy macie pojęcia co to znaczy równowaga? Ile mięśni za nią odpowiada? Ja nie miałam. I nadal nie mam. Ale już wiem, że nie wiem. Po pół godziny cała podłoga była mokra od potu mimo, że ja nawet nie miałam zadyszki. Coś zupełne się nie zgadzało. A było tragicznie ciężko. Utrzymać się na tym diabelstwie było niemożliwością, właściwe to nie wychodziło mi co drugie ćwiczenie. Musiałam spinać wszystkie mięśnie, łącznie z powiekami, a to i tak było za mało! Czeka mnie długa droga ćwiczenia mięśni wewnętrznych, chociaż myślałam, że mam je nawet wyćwiczone. Tak czy siak - jestem w szoku. I wypełnia mnie podziw - ile można znaleźć sposobów na katowanie siebie samego! Ale co by nie było, metoda jest jedna - jeśli istnieje sposób by wykorzystać mięśnie inaczej niż dotychczas, to trzeba to zrobić! Nie można stracić szansy na ciągły postęp! Dlatego wrócę!
Następnie:
Stepper 30 min., poziom 4/20, obniżany po 20 minutach co 4 minuty (nie dałabym rady, zresztą i tak już w połowie wyglądałam jak w agonii), 530 kalorii.
Orbitrek, 20 minut, poziom 6/20, 150 kalorii.
Fotel ginekologiczny, 5 serii po 15 powtórzeń, 13,5 kg obciążenia ( mam zakwasy jeszcze po wczorajszym, ale trzeba!).
Łącznie 1080 kalorii, licząc siłownię ok. 1150.
Wizyta na saunie 2x15 min. poziom 1 i 2. Ale marniutko, bo ktoś zostawił drzwi otwarte i za pierwszym razem było średnio ciepło. Za to za drugim było gorąco, czyli tak jak trzeba. Leżałam ja i druga goła baba, po szatni biegały kolejne amatorki topless w każdym wieku. Od razu człowiek wie, że do Warszawy wrócił. W Gdyni kobiety najchętniej przebierałyby się w namiotach z ręczników a do sauny chodziły w dżinsach. A Warszawianki, no cóż, aż dziw, że gołe nie ćwiczą, bo skrępowanie po prostu nie występuje. Ciekawe, takie obserwacje społeczne.

Piątek 23.08:
Dzisiaj nie jechałam na siłownię z wielu powodów, ale podstawowy był taki, że zostawiłam buty w szafce w Promenadzie, a jedyne sensowne ćwiczenia tego dnia były na Targówku, więc albo musiałabym pojechać po nie przed ćwiczeniami albo ćwiczyć w butach do tego nie przystosowanych (po miesiącu prowizorki w Gdyni chciałabym już tego nie powtarzać, nic fajnego). W tej sytuacji naturalnym rozwiązaniem jest Ewka, ale motywacja w domu zwykle sięga dna.  I tak leżałam na kanapie czytając książkę i prowadząc wewnętrzny dialog:
- Pochmurno. #Ziew#
- No pochmurno. I co?
- Zmęczona jestem. #Zieeew#
- Ciekawe po czym?
- No, prowadzę intensywne życie, siłownia, praca, w domu gotuję obiad, lunch, śniadanie, piekę chleb, robię zakupy i to wszystko codziennie.
- Leń! Bywało ciężej. Poza tym dużo sypiasz. I dopiero wstałaś!
- Taaak? Ale muszę się regenerować przecież. Jest takie słowo - przetrenowanie. Każde ciało potrzebuje wolnego, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
- Jest takie słowo, w Twoim przypadku bardziej realne - otyłość! Ruszaj dupsko, wielkie i ociężałe, bo inaczej będzie Ci córka sznurówki wiązać!
- Dobra, dobra... To ja poczytam do końca rozdziału tylko.
- Musisz wyjść z domu o 12! Żeby się wyrobić musisz już zaczynać.
- Luzik, pospieszę się.

I tak, kiedy o 11 stanęłam do ćwiczeń już wiedziałam, że nie zdążę zrobić całych, bo wszystkie Ewki właściwie trwają 42 minuty a ja się w 15 z prysznicem i całą resztą nie wyrobię. I miałam rację! Zrobiłam rozgrzewkę, 6 z 9 serii i rozciąganie, ale za to jakie! TURBO SPALANIE! Prawdziwa torpeda made by Chodakowska. Jestem zachwycona. Po 10 minutach szukałam jakiejkolwiek wymówki by przestać, bo myślałam, że nie dam rady. Po 30 minutach, gdy kończyłam, byłam bliska płaczu, tak mi było szkoda, że nie mogę ćwiczyć dalej. Było ZA-RĄ-BI-ŚCIE! Wyrzuty sumienia mnie dręczyły straszne, ale jak czułam jak mi potem uda drenowało od wewnątrz to stwierdziłam, ze i tak wykonałam kawał dobrej roboty. Może wyglądałam jak niepełnosprawna, może przewracałam się w każdym ćwiczeniu, ale byłam dzielna! Ha! Wracam do Ciebie Ewcia, wracam przy pierwszej możliwości (czyli kiedy mojego męża w domu nie będzie).
Później impreza u Agatki i uczciwie przyznam, że mimo najlepszych chęci najadłam się mnóstwa słodyczy (ale szarlotka na gorąco z lodami, no musicie zrozumieć!). Za to nie brałam dokładek, w czym siebie nie poznałam zupełnie. I mimo tego, że wyglądałam jakby mi ktoś mysz w spodnie wrzucił to skakałam jak opętana, żeby zawczasu wyskakać ile kalorii się da. Ostatecznie uznałam, że wyszło nieźle, jak na dzień pełen kalorycznego grzechu.

Sobota 24.08:
Detox po wczorajszej imprezie u Agnieszki, taka dieta 1200 kalorii mniej więcej oparta na kaszy gryczanej i warzywach. Nic nie ćwiczyłam, chociaż próbowałam do ostatniej chwili się za to zabrać. Ale dostałam rozstroju żołądkowego i poczułam się usprawiedliwiona. Więc nie narzekać!

Niedziela 25.08:
Chciałam się wybrać z Elizą na basen, ale wymiotowała i nie mogłam. Więc w sumie zrobiłam tylko kilka ćwiczeń wieczorem, bardziej dla rozruszania niż dla spalania czegokolwiek.


A oto gwóźdź mojej diety, czyli typowe śniadanie. Jogurt naturalny typ grecki (nie jest kwaśny), musli i owoce (ostatnio jabłko lub gruszka). Alternatywą jest ciemny chleb z żółtym serem i warzywami takimi jak pomidor, ogórek, papryka i rzodkiewka. Nie używam już margaryny tylko masło i to też śladowe ilości. Od lat właściwie nie jem majonezu ani nie solę kanapek.To zjęcie radośnie skopiowałam, ale kuchnia, internet mi się wiesza i nie mogę teraz znaleźć skąd. O moim typowym lunchu w kolejnym odcinku.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Podsumowanie tygodnia 12.08 - 18.08

waga: 74,1 kg (na wadze specjalistycznej na siłowni! to daje dokładnie 3 kg w dół)
Pomierzony poziom tkanki tłuszczowej:
ok. 32,4% czyli lekka nadwaga
obwód w pasie:
94 cm (słabo, ale jest to realny spadek od miesiąca)
obwód w talii: 
76 cm (bez zmian, ale nie jest gorzej)
obwód w tyłku:
106 cm (to samo)
obwód w udzie:
61 cm (i tutaj też realny spadek, chociaż szału nie ma)


Ćwiczenia na całe ciało: ćwiczeń ogólnych razem 2 razy (ok. 950 kalorii)
Ćwiczenia na orbitreku:  3 razy, łącznie 260 kalorii
Ćwiczenia na bieżni:  raz, łącznie 18 kalorii
Ćwiczenia na stepperze:  2 razy, łącznie 307 kalorii
Pływanie: 2 godziny (ok. 300 kalorii)
Sauna: 1 godzina (2 razy) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok.  1835 (bardzo słabo, ale jak na to ile w ogóle ćwiczyłam to mogło być gorzej )
Postęp: przede wszystkim powrót do domu umożliwił wprowadzenie własnej diety, z czego jestem bardzo zadowolona; tłuszcz na brzuchu układa się w sześciopak :D i wyraźnie widać biceps, co bardzo mnie szokuje.
Plany na kolejny tydzień: kontynuować dietę i poukładać ją sobie tak, żeby była możliwa do utrzymania po powrocie do pracy; zwiększyć ilość ćwiczeń w tygodniu oraz zacząć truchtać codziennie po troszeczkę


Poniedziałek 12.08:
Na siłownię dojechałam trochę przed czasem (wiem, wiem, mi też ciężko w to uwierzyć), więc jeszcze przed ćwiczeniami weszłam na 15 min. na orbitrek, poziom 1/20, spaliłam 40 kalorii (co tak marnie?!). Potem godzina TBC, ale ćwiczyło się ciężko, bo miałam okropne zakwasy na brzuchu i ogólnie byłam jakaś słaba. To staje się regułą. Nadrobiłam na orbitreku, 23 min., poziom 4/20 i 110 kalorii. Szok, to urządzenie się na mnie obraziło. Potem dołożyłam sobie jeszcze 10 min. steppera poziom 1 i spaliłam 115 kalorii. I to się nazywa spalanie! Na saunie krótko, bo było mało czasu, za to świetnie się czułam, jak już od tygodnia nie było. Chociaż tyle. Za to zamknęłam dzień na łącznie około 765 spalonych kaloriach i byłam zachwycona.
1 napój z l-karnityną.

Wtorek 13.08:
Godzina TBC, orbitrek poziom 4/20, 23 minuty i 110 kalorii, bieżnia 5 minut i 18 kalorii oraz stepper poziom 3/21, 13 minut i 192 kalorie. Łącznie 770 kalorii! Coraz lepiej. Potem sauna, z początku spoko, ale przyszła babka, co zaczęła lać wodę i tak zwiększyła wilgotność, że myślałam, że zwymiotuję. Ze względu na zbyt długi pobyt na siłowni nie miałam czasu na trzy sesje, więc zrobiłam dwie. 13 minut 2 poziom (nie dałam rady więcej przez tę babkę i jej mokre kamienie), 10 minut 3 poziom, bo 2 był zajęty przez mokrą babkę. Chciałam wytrzymać tak ze 12 minut, ale ona znowu lała te kamienie i nie dałam rady.
1 napój z l-karnityną i kofeiną, bezproblemowo.

Środa 14.08:
Przez dwie godziny, które spędziłam z Elizą w wodzie robiłam sobie różne ćwiczenia, tak intensywne, że aż odezwały mi się uda i błagały o odpoczynek. Daję sobie za to spalone 300 kalorii, ale woda była zimniejsza niż zwykle, więc mogło to być jeszcze więcej. Chciałam zachować dobrą passę tego tygodnia i dobić do 700 spalonych kalorii, ale mama nie chciała ze mną iść na rower i w końcu poddałam się. Brakujące 400 kalorii (może nawet z nadwyżką) przyjęłam w postaci ciastek i czekolady. Jak nie tak, to tak.

Czwartek 15.08:
Święto, rodzinny lunch, obiad i podwieczorek. No nie było jak, no po prostu się nie dało. Ale za to się najadłam na cały miesiąc.

Piątek 16.08:
Powrót do Warszawy został przesunięty na dzisiaj więc sorry...

Sobota 17.08:
No tak, ale ja przecież dopiero wróciłam, więc jak to tak...

Niedziela 18.08:
Wiecie, że OSHEE też ma napój z l-karnityną? Znalazłam w Tesco, kosztuje niecałe 3 zł, co jest znaczącą różnicą. Też 1000 mg. Postanowiłam spróbować. No dobra, dobra, prawda, dzisiaj też nie ćwiczyłam. Od jutra się poprawię.
Zrezygnowałam z pomiaru BMI i postanowiłam wpisywać procentowy udział tłuszczu w organizmie. Ciężko to zrobić, bo nie mam dostępu do specjalistycznej wagi mierzącej takie rzeczy, więc postanowiłam na razie poradzić sobie inaczej a w wolnej chwili pójść na konsultację do trenera, który mnie pomierzy. Jeden z programów, które sobie ściągnęłam liczy właśnie poziom tkanki tłuszczowej na podstawie wagi oraz pomiaru szerokości w biodrach i talii. Postanowiłam jednak poszukać podobnych kalkulatorów w internecie, żeby sprawdzić jego dokładność. I tak:
Dlatego korzystać będę ze sposobu drugiego, zgodnie z programem z mojej komórki. Będę dawać znać jak leci. 

A na poprawę nastroju zdjęcie z pierwszych ćwiczeń z Ewką. Dowód, że coś naprawdę robię. Nieco starsze, ale dopiero zgrałam. Czy ja mam chroniczną otyłość, do jasnej ciasnej?


niedziela, 11 sierpnia 2013

Podsumowanie tygodnia 5.08 - 11.08

waga: nie będę podawać wagi z siłowni w tym zestawieniu, bo musiałabym się spalić ze wstydu
BMI:
bez wagi nie ma BMI
obwód w pasie:
92 cm (całkiem nieźle)
obwód w talii:
76 cm (powrót do przeszłości)
obwód w tyłku:
106 cm (norma)
obwód w udzie:
62 cm (norma)

Ćwiczenia na całe ciało: ćwiczeń ogólnych razem 5  razy (ok. 2100  kalorii)
Ćwiczenia na orbitreku: 3 razy, łącznie 565 kalorii
Pływanie: 2 godziny (ok. 300 kalorii)
Sauna: 1 godzina (2 razy) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok. 3025  (gorzej niż w zeszłym tygodniu, przez dwa dni lenia; ale trochę te dni nadrobiłam i nie jest najgorzej )
Postęp: przede wszystkim waga na siłowni w niedzielę wskazuje 74,7 kg czyli dokładnie 2,5 kg mniej niż dwa tygodnie temu. Marta mówi, że mam płaski brzuch i trzeba przyznać, że jest nieco bardziej płaski. Chyba można powiedzieć, że nawet obiektywnie spadł mi obwód. Mamy za sobą tydzień sukcesów!
Plany na kolejny tydzień: kontynuować suplementację karnityny, troszeczkę więcej i ciężej ćwiczyć po aerobiku (ale bez przesady), ćwiczyć w weekend chociaż coś (będzie to czas powrotu do Warszawy, więc będzie to graniczyć z cudem), kupić czerwoną herbatę i ciemne pieczywo jako początek drugiego podejścia do zdrowszego żywienia.


Poniedziałek 5.08:
16 TBC, znakomicie się ćwiczyło, babka sadystka, przez pół godziny kazała nam ćwiczyć z przysiadzie. I tak jak z sadystką z piątku, która katowała nas na brzuch - pierwsze 15 minut to mordęga, wszystko pali i czujesz, że nie wytrzymasz, a potem nagle obojętniejesz i już tylko się nudzisz. Zastanawiam się co to jest za magiczna granica. Ale jestem wdzięczna za jej istnienie. Inaczej bym umarła. Potem 22 minuty na orbitreku i 155 kalorii. Następnym razem chyba zwiększę obciążenie, czuję się już pewniej. Waga na siłowni wskazuje 76,1 kg. Świetnie po prostu. Po co ja wstaję z kanapy? Potem już poszłam na saunę i tu zaskoczenie - czułam się jak za pierwszym razem, czyli okropnie. Nie mogłam wytrzymać, tak mi się w głowie kręciło. Byłam słaba jak kociak. Musiałam skrócić każdą z trzech serii. Pomyślałam, że może okres się zbliża, chociaż nigdy w życiu nie czułam tego i nie miewałam żadnych symptomów. A tu proszę - miałam rację! Czyli sauna najlepszym sprawdzianem na koniec cyklu.

Wtorek 6.08:
Najgorszy pierwszy dzień cyklu w moim życiu. Miałam zimne poty i kręciło mi się w głowie jakbym od wczoraj nie wyszła z sauny. Wypad na siłownię niestety odpadał, jak zresztą w ogóle cokolwiek. Miałam takie wyrzuty sumienia, że myślałam, że się popłaczę. Ale nic nie mogłam poradzić. Witajcie, dodatkowe kilogramy, Natalia leży i czeka.

Środa 7.08:
Dzisiaj, już tradycyjnie, wybrałyśmy się z Elizą na basen do Gdańska. W wodzie spędziłyśmy dwie godziny. W tym czasie, żeby tak całkiem się nie nudzić robiłam sobie wymachy nóg, wodne przysiady, nożyce, podskoki. Wiem co myślicie i pewnie się nie mylicie - musiałam wyglądać jak idiotka. Ale co poradzę? Jak moja figura nie ruszy z miejsca do 16.08 to jak ja się mężowi na oczy pokażę? Nie będę mogła wrócić do domu. Po powrocie z basenu zmierzyłam się miarką i nadal moje wymiary się nie zmieniły (od czasu, kiedy kilka dni temu spuchłam szpetnie). Jestem zrozpaczona. Rzuciłam słodzenie, piję tylko zieloną herbatę (czerwona mi się skończyła jakieś dwa tygodnie temu, kupię w Warszawie), codziennie jem niesłodzony jogurt z owocami na kolację (lub śniadanie, zamiennie) a od kilku dni nawet tylko pieczywo Wasa na śniadanie lub kolację (to nie był mój wybór, skończył się chleb, moi rodzice chleba nie jedzą, brata nie ma a ja ciągle zapominałam kupić; z całą pewnością to nie jest dobra rzecz, chodzę wypompowana przez brak węglowodanów złożonych). Od razu uprzedzam - to nie żadna przemyślana dieta, po prostu czyszczę lodówkę i tak się złożyło, że jedyne czego tu nie brakuje to jogurtu naturalnego, pieczywa Wasa, owoców i pomidorów z ogórkami. Jeszcze są sery pleśniowe. To sery też jem. Jak się to skończy, mówię sobie, to wtedy kupię coś co chcę. Ale zawsze zanim skończę rodzice kupią nową zgrzewkę jogurtu, mleka, kobiałkę jakiś trzech równych owoców i warzywa sałatkowe. I od nowa. Oni chyba się tak żywią przez cały rok z małymi zmianami. Nie wiem, ale tak myślę. W pogodni za energią zrobiłam babeczki z konfiturą jagodową i już wpurgnęłam dwie, a coś czuję, że się na tym nie skończy. Ach, ludzka słabości. No ale ile można!

Czwartek 8.08:
Niestety, nie ćwiczyłam. Spotkałam się z Olą i to wszystko jej wina, wysoki sądzie. A poza tym odmawiam składania zeznań bez mojego adwokata.

Piątek 9.08:
Siłownia po trzydniowej przerwie w ćwiczeniach (środowy basen się właściwie nie liczy). Ćwiczenia TBC szły mi szczególnie mizernie, aż myślałam, że się popłaczę, nie mogłam wytrzymać w podporze za rękach a od szerokich przysiadów bolą mnie kolana. Babka twierdziła, że mają boleć, bo to od niewyćwiczenia. Ale jednak! Za to spędziłam 32 minuty na orbitreku i spaliłam 260 kalorii przy zwiększonym obciążeniu. Pierwszy dzień picia Karnityny, o której pisałam w poprzednim poście. Waga na siłowni wskazuje 75,4 kg. Byłam tak wzruszona, że nie mogłam złapać tchu a serce waliło mi jak młotem. Ale mógł to być też efekt dużej ilości kofeiny w tym napoju odchudzającym. Potem stwierdziłam, że to pewnie przez te trzy dni stopniało mi 0,7 kg mięśni i nadal jestem tak samo tłusta. To bardziej prawdopodobna wersja.

Sobota 10.08:
Godz. 22:30 a  my z mamą odstawiamy fitness. Dzień bez ćwiczeń dniem podwójnie straconym! Dzień był parszywy - czuliście to? Cały dzień beznadziejnego nastroju i pogody. Cud, że znalazłyśmy w sobie energię chociaż wieczorem. Wypiłam też shot karnitynowy, ale postanowiłam ograniczyć je do dni na siłowni. Na razie. Potem może kupię hurtowo w Pruszkowie, to będę pić codziennie. Trafiłam dzisiaj na kilka specjalistycznie wyglądających stron, które mówią, że to nic nie działa i nie ma sensu brać. Można po prostu świra dostać. Razem z mężem ustalamy, że ta utrata wagi nie wynika z utraty mięśni, a resztek mózgu, co wszystko wyjaśnia.

Niedziela 11.08:
Godz. 10, TBC. Mega intensywne stepy, padam na twarz, potem nie daję rady siłowo. Daleka droga przede mną, naprawdę. Potem zostaję na strechingu godzinkę. Na koniec, dla dobicia zmordowanego już organizmu jeszcze wchodzę na orbitrek. Tak na pół godzinki. Ale po 15 minutach spotykam Martę i nici z planów by były. Ale nie, ćwiczymy razem. 30 minut i chyba ok. 150 kalorii, czyli lajcik. Potem jeszcze stepper, 5 minut  chyba 60 kalorii. Bardzo dużo, jestem zszokowana jak łatwo gubić na stepperze. Wrócę na niego! Potem Marta namawia mnie jeszcze na ćwiczenie brzucha z obciążaniem (jedno z narzędzi tortur ma takie zastosowanie). Po 3 godzinach schodzę z placu boju. Ponieważ jeszcze nigdy nie spędziłam 3 godzin cały czas na ćwiczeniach jestem wykończona, że aż nie wiem gdzie idę, w dodatku padł mi telefon co potęguje dezorientację. Telefon jest trochę jak zastępczy mózg, z tym, że coraz częściej zapominamy uruchomić właściwy i lecimy na zastępniaku. Już do końca dnia z niej nie wyszłam. Za to jest pocieszenie, wielkie pocieszenie dla mnie: waga na siłowni wskazuje 74,7 kg. Jestem tak szczęśliwa, że mało się nie popłakałam.
Tego dnia wypiłam napój z l-karnityną, tauryną, ale bez kofeiny i w sensie przyspieszenia tętna różnicy nie czuję wcale. Ale jest mniej smaczny...

piątek, 9 sierpnia 2013

L-karnityna, podejście pierwsze

NUTREND Carnitin activity drink,Carnitine 3000 shot


W poniedziałek wpadłam na nowy pomysł, z którym musiałam się trochę przespać i dzisiaj wcieliłam go w życie. A mianowicie postanowiłam zacząć wspomagać utratę wagi względnie naturalnymi środkami. Oczywiście tylko względnie naturalnymi, ale jednak nie żadnymi proszkami czy czymś tylko napojami z dodatkiem l-karnityny sprzedawanymi u nas na siłowni. I dlatego w sumie się na to decyduję - jeżeli coś jest sprzedawane na siłowni to nie może chyba być to takie zupełne gówno albo jakaś trucizna, no nie? Zresztą, trzeba było coś zrobić, bo moja waga nie ruszała z miejsca, w obwodzie nawet puchłam i zaczęłam się robić nerwowa. Chcę zobaczyć co z tego będzie, dojrzałam do radykalnych kroków.
Chcę Wam nieco o tym opowiedzieć.



Zacznę od siebie. Kupiłam dwa produkty za poleceniem Babeczki-Za-Ladą. Jedno z nich to napój 750 ml, którym postanowiłam zastąpić wodę. Zawiera 1000 mg l-karnityny, 1000 mg tauryny i 40 mg kofeiny (równowartość 1/3 filiżanki kawy, ale ja nie jestem przyzwyczajona) i należy to pić przed i podczas treningu. Druga buteleczka ma 60 ml i jest shotem o zawartości 3000 mg karnityny i witaminami z grupy B. Pije się go na raz lub na dwa razy: całość przed treningiem i ew. połówkę rano na czczo i drugą przed treningiem. Każda z tych dwóch rzeczy kosztowała mnie 6 zł, co z jednej strony uważam za rozbój w biały dzień, a z drugiej konieczną cenę za wymarzoną figurę. Dzisiaj wypiłam ten napój. O smaku zielonej herbaty i bzu, bo są różne. Był przepyszny. Z butelki ciężko dosyć się piło , najlepiej było wyciskać. Za to wygodne w stosowaniu i całkiem eleganckie. Tyle o zewnętrznej powłoce. Po wypiciu tego, już od razu bardzo podwyższyło mi się tętno i serce waliło jak oszalałe, ale prawdę powiedziawszy byłam bardzo osłabiona a dałam sobie wycisk. Ponadto zawsze bardzo mocno reagowałam na kofeinę. Na orbitreku miałam tętno około 180, czyli bardzo wysokie, ale kiedy zrobiłam sobie dwuminutowe wyluzowanie na koniec tętno spadło mi do 140 i jeszcze spadało. Czyli nawet jeśli było nienaturalnie podwyższone tylko ze względu na ten napój, to nieznacznie. Ponieważ nie znam się na tym szczególnie po powrocie do domu postanowiłam poczytać. I oto co przeczytałam:

L-karnityna - W organizmach jest syntetyzowany w wątrobie, nerkach i mózgu z aminokwasów i pełni rolę w transporcie kwasów tłuszczowych z cytozolu do mitochondriów. Dość obficie występuje w mięśniach. Początkowo nazywano ją witaminą BT, ponieważ jej brak w pożywieniu prowadził do gromadzenia tłuszczu u larw mącznika młynarka. Ponieważ karnityna u człowieka pochodzi z dwóch źródeł: jest syntetyzowana i dostarczana z pożywieniem, bywa nazywana substancją witaminopodobną. Głównym źródłem karnityny w żywności są mięso i przetwory mleczne. Najbogatsze w karnitynę są baranina, wołowina, wieprzowina i ryby. Mniej L-karnityny zawiera mięso z drobiu. Pokarmy pochodzenia roślinnego (warzywa, owoce) zawierają tylko śladowe ilości karnityny.
Dzienne zapotrzebowanie zdrowej, dorosłej osoby na karnitynę wynosi średnio 15 mg. Dzienne synteza karnityny wynosi 11–34 mg, a z dietą dostarczane jest codziennie średnio 20–200 mg. U wegetarian ilość karnityny w pożywieniu jest dużo mniejsza i wynosi ok. 1 mg/dzień.
Karnityna nie podlega metabolizmowi. W nerkach ulega filtracji w kłębuszkach nerkowych, a następnie prawie w całości wchłaniana zwrotnie w kanalikach nerkowych. U osób zdrowych na ogół nie stwierdza się niedoboru karnityny, gdyż biosynteza i codzienna dieta zaspokaja potrzeby organizmu. Jednakże niedobory karnityny mogą pojawiać się u osób niedożywionych, przy nieprawidłowej, ubogiej diecie, u wegetarian, a także w schorzeniach nerek czy wątroby.
L-karnityna spełnia funkcje transportowe wobec kwasów tłuszczowych o długich łańcuchach, które przekazywane są do mitochondriów, gdzie ulegają przemianom, w wyniku których powstaje energia niezbędna do prawidłowego funkcjonowania komórek organizmu. L-Karnityna również bierze udział w usuwaniu z mitochondriów średnio- i krótkołańcuchowych kwasów tłuszczowych, mających w nadmiarze działanie toksyczne. Zdolność L-karnityny do przyłączania grup acylowych pozwala na wypełnianie roli w procesach detoksykacyjnych. Niektóre badania wskazują, ze doustnie przyjmowana karnityna zmniejsza masę tkanki tłuszczowej, a zwiększa masę tkanki mięśniowej i obniża uczucie zmęczenia, co może prowadzić do utraty wagi u niektórych osób. Pomimo że karnityna jest oznaczana w handlu jako substancja wspomagająca odchudzanie, brak jest dowodów naukowych na takie działanie.
Nie ma ustalonych dawek L-karnityny, zwykle zaleca się 100 mg – 2 g na dobę. Przy ciężkich treningach optymalna dawka powinna wynosić 1g.
Suplementację zaleca się u:
  • wegetarian
  • stosujących forsowny trening
  • pracujących ciężko fizycznie.
Chociaż stosowanie L-karnityny może w niektórych przypadkach spowodować dolegliwości ze strony układu pokarmowego (nudności, bóle brzucha, biegunka), to na podstawie badań klinicznych można stwierdzić, że karnityna jest substancją dobrze tolerowaną i bezpieczną. Nie jest mutagenna, kancerogenna i teratogenna. Nie stwierdzono negatywnego wpływu dużych dawek karnityny na rozwijający się płód u zwierząt i brak dowodów na jej szkodliwe działanie na rozwój płodu u ludzi.


Tauryna - Funkcją biochemiczną tauryny jest m.in. sprzęganie kwasów żółciowych przed wydaleniem ich z wątroby. Tworzą się sole kwasów żółciowych – kwas taurocholowy i taurochenodeoksycholowy. Zwiększa to rozpuszczalność kwasów żółciowych, a co za tym idzie poprawia ich zdolności emulgujące tłuszcze w świetle przewodu pokarmowego. Tauryna pomaga transportować kreatynę do mięśni co powoduje jej bardziej efektywne wykorzystanie, a także przyśpiesza regenerację mięśni po wysiłku. W miarę wysiłku organizm przestaje wytwarzać wymagane ilości tauryny i następuje jej niedobór. Tauryna działa jak transmiter metaboliczny i ma dodatkowo efekt detoksykujący oraz wzmacniający siłę skurczu serca. Tauryna wpływa na ośrodkowy układ nerwowy. Przypisuje się jej funkcje neuroprzekaźnika. Jest m.in. agonistą receptorów GABA(A). Tauryna miałaby poprawiać funkcje poznawcze i pomagać w nauce poprzez zwiększenie metabolizmu komórek glejowych i, pośrednio, wszystkich neuronów.
Tauryna syntetyczna jest składnikiem dostępnych na rynku napojów energetyzujących, mleka modyfikowanego w proszku dla dzieci, karmy dla zwierząt (m.in. jako niezbędna dla kotów) oraz odżywek dla sportowców zawierających również kofeinę, glukuronolakton i inne substancje.
Organizm ludzki wytwarza niewielkie ilości tauryny w wątrobie, mózgu, jelitach i mięśniach szkieletowych. Jej naturalnym źródłem są szczególnie ostrygi, mięso, ryby, serwatka, soczewica, groch. Niemowlęta karmione piersią otrzymują niezbędną dawkę tauryny w mleku matki. Jest też niezbędnym składnikiem w diecie kotów – jest dla nich aminokwasem egzogennym.

A teraz według producenta:
CARNITINE ACTIVITY DRINK z kofeiną - Pyszny owocowy napój z l-karnityną i kofeiną to nie tylko 1000 mg karnitiny w każdej butelce. To przede wszystkim praktyczna butelka z wygodnym zamknięciem, szczególnie użytecznym w drodze, podczas treningu, na rowerze. W dodatku napój marki Nutrend nie zawiera cukru ani zbędnych kalorii, co jest niezwykle ważne w trakcie ciężkiej pracy nad uzyskaniem szczupłej sylwetki! Substancją czynną w pysznym napoju Carnitin Activity Drink jest l-karnityna. L-karnityna transportuje kwasy tłuszczowe do miejsca spalania - mitochondriów, przez co wspomaga tworzenie energii z tłuszczów, jednocześnie poprawiając bilans energetyczny organizmu. Zatem stosując Nutrend Carnitin Drink można wyraźnie przyspieszyć proces redukcji nadwagi, jednocześnie wspierając pracę serca i mózgu. Nutrend Carnitin Drink poprawia także sprawność psychofizyczną. Tauryna poprawia przewodnictwo nerwowo-mięśniowe i wyraźnie poprawia koncentrację. Kofeina natomiast nie tylko pobudza termogenezę lecz także obniża apetyt. Szczególnie istotny jest tu fakt pobudzania spalania tłuszczu, jednak bez uszkadzania masy mięśniowej. Dlatego też wyśmienity napój z karnityną i kofeiną może być stosowany przez wszystkich sportowców. Pyszny Carnitin Activity Drink to napój odchudzający przeznaczonym zarówno dla sportowców z dyscyplin wytrzymałościowych, estetycznych i z limitami wagowymi, jak również dla osób aktywnych fizycznie, korzystających rekreacyjnie z różnych form aktywności ruchowej w celu wzmocnienia kondycji i redukcji wagi, takich jak np.: turystyka piesza i rowerowa, gry i zabawy zespołowe, aerobic, zajęcia fitness, ćwiczenia na siłowni, taniec towarzyski, itp. Stosowanie Carnitin Activity Drink w trakcie redukcji tkanki tłuszczowej wspomoże proces szybkiego i skutecznego odchudzania bez efektu jo-jo.


CARNITINE 3000 SHOT - Maksymalnie efektywna kombinacja L-karnityny i wybranych witamin z grupy B przeznaczona do efektywnego spalania tłuszczów, redukcji nadwagi i zwiększenia zdolności wysiłkowych.


Na stronie http://www.lkarnityna.pl/opinie czytamy:

Na wielu forach internetowych można przeczytać negatywne opinie internautów. Przykładem mogą być takie zdania: „L-karnityna to przereklamowany suplement z ostatnich lat (…) Dla mnie szkoda zachodu i pieniążków!” lub „Stosowałam te tabletki, ale nie schudłam”. Takie opinie wynikają z braku świadomości, iż stosowanie l-karnityny musi być połączone z ćwiczeniami fizycznymi – w przeciwnym razie rzeczywiście nie przyniesie ona efektów.
Jeśli przyjmowanie l-karnityny będzie poparte również aktywnością fizyczną, można spodziewać się doskonałych efektów, o czym świadczą takie wypowiedzi: „L-karnityna jest preparatem dobrym i bezpiecznym, używana rozsądnie nie wyrządzi krzywdy. A, że jednemu da super rezultaty a innemu marne? Cóż, każdy z nas ma inny metabolizm, ale może powodów tych różnic należy także upatrywać w odmiennej diecie, intensywności treningu itd.” , „Ja brałam l-karnitynę przez 2 tygodnie i przez te 2 tygodnie 2 razy dziennie chodziłam na szybki 45-minutowy spacer i schudłam 10 kilo, może w to nie uwierzycie ale l-kanityna naprawdę działa, im więcej na niej ćwiczysz tym szybciej chudniesz”.


Na wielu forach internetowych można przeczytać negatywne opinie internautów. Przykładem mogą być takie zdania: „L-karnityna to przereklamowany suplement z ostatnich lat (…) Dla mnie szkoda zachodu i pieniążków!” lub „Stosowałam te tabletki, ale nie schudłam”. Takie opinie wynikają z braku świadomości, iż stosowanie l-karnityny musi być połączone z ćwiczeniami fizycznymi – w przeciwnym razie rzeczywiście nie przyniesie ona efektów.
Jeśli przyjmowanie l-karnityny będzie poparte również aktywnością fizyczną, można spodziewać się doskonałych efektów, o czym świadczą takie wypowiedzi: „L-karnityna jest preparatem dobrym i bezpiecznym, używana rozsądnie nie wyrządzi krzywdy. A, że jednemu da super rezultaty a innemu marne? Cóż, każdy z nas ma inny metabolizm, ale może powodów tych różnic należy także upatrywać w odmiennej diecie, intensywności treningu itd.” , „Ja brałam l-karnitynę przez 2 tygodnie i przez te 2 tygodnie 2 razy dziennie chodziłam na szybki 45-minutowy spacer i schudłam 10 kilo, może w to nie uwierzycie ale l-kanityna naprawdę działa, im więcej na niej ćwiczysz tym szybciej chudniesz”.
- See more at: http://www.lkarnityna.pl/opinie#sthash.31vFHw8W.dpuf
Można poczytać opinie na forach, nawet nie przytaczam, bo nie ma sensu. Ludzie biorą i nie myślą, ogólnie nie doszukałam się niczego niepokojącego. Czyli na razie biorę dalej. Tak jak mówiłam - do końca października, początek listopada, bo na wtedy ustalam sobie deadline w odchudzaniu. Będę informować o efektach i osobistych wrażeniach.
Na wielu forach internetowych można przeczytać negatywne opinie internautów. Przykładem mogą być takie zdania: „L-karnityna to przereklamowany suplement z ostatnich lat (…) Dla mnie szkoda zachodu i pieniążków!” lub „Stosowałam te tabletki, ale nie schudłam”. Takie opinie wynikają z braku świadomości, iż stosowanie l-karnityny musi być połączone z ćwiczeniami fizycznymi – w przeciwnym razie rzeczywiście nie przyniesie ona efektów.
Jeśli przyjmowanie l-karnityny będzie poparte również aktywnością fizyczną, można spodziewać się doskonałych efektów, o czym świadczą takie wypowiedzi: „L-karnityna jest preparatem dobrym i bezpiecznym, używana rozsądnie nie wyrządzi krzywdy. A, że jednemu da super rezultaty a innemu marne? Cóż, każdy z nas ma inny metabolizm, ale może powodów tych różnic należy także upatrywać w odmiennej diecie, intensywności treningu itd.” , „Ja brałam l-karnitynę przez 2 tygodnie i przez te 2 tygodnie 2 razy dziennie chodziłam na szybki 45-minutowy spacer i schudłam 10 kilo, może w to nie uwierzycie ale l-kanityna naprawdę działa, im więcej na niej ćwiczysz tym szybciej chudniesz”.
- See more at: http://www.lkarnityna.pl/opinie#sthash.31vFHw8W.dpuf
Na wielu forach internetowych można przeczytać negatywne opinie internautów. Przykładem mogą być takie zdania: „L-karnityna to przereklamowany suplement z ostatnich lat (…) Dla mnie szkoda zachodu i pieniążków!” lub „Stosowałam te tabletki, ale nie schudłam”. Takie opinie wynikają z braku świadomości, iż stosowanie l-karnityny musi być połączone z ćwiczeniami fizycznymi – w przeciwnym razie rzeczywiście nie przyniesie ona efektów.
Jeśli przyjmowanie l-karnityny będzie poparte również aktywnością fizyczną, można spodziewać się doskonałych efektów, o czym świadczą takie wypowiedzi: „L-karnityna jest preparatem dobrym i bezpiecznym, używana rozsądnie nie wyrządzi krzywdy. A, że jednemu da super rezultaty a innemu marne? Cóż, każdy z nas ma inny metabolizm, ale może powodów tych różnic należy także upatrywać w odmiennej diecie, intensywności treningu itd.” , „Ja brałam l-karnitynę przez 2 tygodnie i przez te 2 tygodnie 2 razy dziennie chodziłam na szybki 45-minutowy spacer i schudłam 10 kilo, może w to nie uwierzycie ale l-kanityna naprawdę działa, im więcej na niej ćwiczysz tym szybciej chudniesz”.
- See more at: http://www.lkarnityna.pl/opinie#sthash.31vFHw8W.dpuf


Na wielu forach internetowych można przeczytać negatywne opinie internautów. Przykładem mogą być takie zdania: „L-karnityna to przereklamowany suplement z ostatnich lat (…) Dla mnie szkoda zachodu i pieniążków!” lub „Stosowałam te tabletki, ale nie schudłam”. Takie opinie wynikają z braku świadomości, iż stosowanie l-karnityny musi być połączone z ćwiczeniami fizycznymi – w przeciwnym razie rzeczywiście nie przyniesie ona efektów.
Jeśli przyjmowanie l-karnityny będzie poparte również aktywnością fizyczną, można spodziewać się doskonałych efektów, o czym świadczą takie wypowiedzi: „L-karnityna jest preparatem dobrym i bezpiecznym, używana rozsądnie nie wyrządzi krzywdy. A, że jednemu da super rezultaty a innemu marne? Cóż, każdy z nas ma inny metabolizm, ale może powodów tych różnic należy także upatrywać w odmiennej diecie, intensywności treningu itd.” , „Ja brałam l-karnitynę przez 2 tygodnie i przez te 2 tygodnie 2 razy dziennie chodziłam na szybki 45-minutowy spacer i schudłam 10 kilo, może w to nie uwierzycie ale l-kanityna naprawdę działa, im więcej na niej ćwiczysz tym szybciej chudniesz”.
- See more at: http://www.lkarnityna.pl/opinie#sthash.31vFHw8W.dpuf
Na wielu forach internetowych można przeczytać negatywne opinie internautów. Przykładem mogą być takie zdania: „L-karnityna to przereklamowany suplement z ostatnich lat (…) Dla mnie szkoda zachodu i pieniążków!” lub „Stosowałam te tabletki, ale nie schudłam”. Takie opinie wynikają z braku świadomości, iż stosowanie l-karnityny musi być połączone z ćwiczeniami fizycznymi – w przeciwnym razie rzeczywiście nie przyniesie ona efektów.
Jeśli przyjmowanie l-karnityny będzie poparte również aktywnością fizyczną, można spodziewać się doskonałych efektów, o czym świadczą takie wypowiedzi: „L-karnityna jest preparatem dobrym i bezpiecznym, używana rozsądnie nie wyrządzi krzywdy. A, że jednemu da super rezultaty a innemu marne? Cóż, każdy z nas ma inny metabolizm, ale może powodów tych różnic należy także upatrywać w odmiennej diecie, intensywności treningu itd.” , „Ja brałam l-karnitynę przez 2 tygodnie i przez te 2 tygodnie 2 razy dziennie chodziłam na szybki 45-minutowy spacer i schudłam 10 kilo, może w to nie uwierzycie ale l-kanityna naprawdę działa, im więcej na niej ćwiczysz tym szybciej chudniesz”.
- See more at: http://www.lkarnityna.pl/opinie#sthash.31vFHw8W.dpuf
Na wielu forach internetowych można przeczytać negatywne opinie internautów. Przykładem mogą być takie zdania: „L-karnityna to przereklamowany suplement z ostatnich lat (…) Dla mnie szkoda zachodu i pieniążków!” lub „Stosowałam te tabletki, ale nie schudłam”. Takie opinie wynikają z braku świadomości, iż stosowanie l-karnityny musi być połączone z ćwiczeniami fizycznymi – w przeciwnym razie rzeczywiście nie przyniesie ona efektów.
Jeśli przyjmowanie l-karnityny będzie poparte również aktywnością fizyczną, można spodziewać się doskonałych efektów, o czym świadczą takie wypowiedzi: „L-karnityna jest preparatem dobrym i bezpiecznym, używana rozsądnie nie wyrządzi krzywdy. A, że jednemu da super rezultaty a innemu marne? Cóż, każdy z nas ma inny metabolizm, ale może powodów tych różnic należy także upatrywać w odmiennej diecie, intensywności treningu itd.” , „Ja brałam l-karnitynę przez 2 tygodnie i przez te 2 tygodnie 2 razy dziennie chodziłam na szybki 45-minutowy spacer i schudłam 10 kilo, może w to nie uwierzycie ale l-kanityna naprawdę działa, im więcej na niej ćwiczysz tym szybciej chudniesz”.
- See more at: http://www.lkarnityna.pl/opinie#sthash.31vFHw8W.dpuf

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Podsumownie tygodnia 29.07-4.08

waga: nie będę się wypowiadać
BMI:
bez wagi nie ma BMI
obwód w pasie:
94 cm (norma)
obwód w talii:
77 cm (makabra)
obwód w tyłku:
106 cm (norma)
obwód w udzie:
62 cm (norma)

poprzednie pomiary były jakieś dziwne i teraz widać jak jest naprawdę chyba, a jest tragicznie, nie tylko nie chudnę, ale jeszcze tyję. Nie tylko w wadze, ale nawet w centymetrach.

Ćwiczenia na całe ciało: ćwiczeń ogólnych razem 6 razy (ok. 2700 kalorii)
Ćwiczenia na bieżni: raz, 145 kalorii
Ćwiczenia na orbitreku: 3 razy, łącznie 289 kalorii
Pływanie: 2 godziny (ok. 300 kalorii)
Sauna: 1,5 godziny (3 razy) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok. 3434 (prawie pół kilo czystego tłuszczu)
Postęp: zmniejszył mi się brzuch, chociaż moja miarka twierdzi, że nie; ale naprawdę się zmniejszył. Poza tym dzięki ciągłej detoksykacji mój pot jest absolutnie bezzapachowy. Nigdy w życiu nie myślałam, że coś takiego się może wydarzyć i jestem pijana szczęściem.

Pierwsze trzy dni są skopiowane z poprzedniego posta. To skutek zmiany trybu na podsumowania tygodniowe i chęć bycia porządną.

Poniedziałek 29.07:
Pure Szperk, godz. 16 TBC. Było nieźle. Potem 145 kalorii (20 min.) na bieżni. Wpadam w depresję, bo Pan obok biegnie 35 min. i już spalił 450 kalorii, a Pani obok biegnie tyle co ja chodzę i spaliła 300 z groszem. Ale ja nie będę tyle biegać, niedoczekanie, to przecież okropne. Postanowiłam spróbować czegoś nowego i poszłam na orbitrek. Zeszłam po 5 minutach i chyba 21 kaloriach. Bardzo drogich kaloriach. To było straszne przeżycie. Kto wymyślił to narzędzie tortur? Potem sauna, już standardowo, wszystkie trzy razy na tym drugim poziomie. Waga na siłowni pokazała 76,0 kg. Świetnie. To może oznaczać, że albo mniej piłam na siłowni, albo mniej jadłam, a w ostateczności, że rzeczywiście jestem lżejsza. Ot sens ważenia się w ciągu dnia.
Okazuje się, że przez najbliższe 20 minut nie będzie autobusu, a jest już po w pół do 8 i rodzice czekają u babci, żeby zabrać mnie i dziecko. Idę więc na piechotę. To miał być kawałek. Kiedy doszłam, moja koszulka była bardziej mokra niż ta po treningu i nawet kurtka tak przesiąkła, że jeszcze 4 godziny później była cała wilgotna. To był hardcore trening.

Wtorek 30.07:
Kilogram tłuszczu ma ładunek energetyczny o wartości 7716 kcal. Tyle trzeba spalić ponad to, co się je, aby „zgubić" 1 kg tłuszczu. No to powodzenia.
Dzisiaj znowu w domu, umówiłam się z Kasią na spacer na 19, więc nie mogłam iść na siłownię. Ale odpaliłam Speed effect z Tomkiem i jeszcze zestaw ćwiczeń na brzuch stąd: http://www.youtube.com/watch?v=2YVk__M0hh4&feature=player_embedded
Niby w tym Speed Effect piszą, że ćwiczy brzuch-uda-pośladki, ale brzuch czuję mało, dlatego sobie dołożyłam. Ten zestaw jest okropny, ale skuteczny. Zrobiłam raz, więcej nie dałam rady.

Środa 31.07:
Straszne zakwasy po wewnętrznej stronie ud. Tułam się z Elizą na basen.Tam spędzamy 3 godziny z czego dwie w wodzie. Super!

Czwartek 1.08:
17, ABS. Słabo, przez pół godziny jakiś skomplikowany układ choreograficzny. Musiałam stać żeby załapać a i tak do końca mi się nie udało. Za to potem pół godziny wyciskania brzucha. Masakra na leżąco. Było bosko i chcę jeszcze. Nie odpuściłam i mimo późnej pory poszłam na orbitrek. A co tam! Jeżeli coś raz dało Ci w kość, wróć i sprawdź czy ten ból to nie było złudzenie. 20 minut i 110 kalorii. Chyba już czuję o co w tym chodzi. Przede wszystkim trzeba chodzić do przodu a nie do tyłu, wtedy mniej boli. Niespodziewane i genialne w swej prostocie.
Ekspresowa sauna na koniec, standardowo 15, 10 i 5. Myślałam, że mi serce wysiądzie. Wyrobiłam się ze wszystkim w 2,5 godziny. Nowy rekord.
Waga na siłowni wskazuje 76,2 kg. Może dlatego, że miałam cięższe buty?

Piątek 2.08:
16, TBC z tą samą dziewczyną co w zeszłym tygodniu ale 10 razy tak intensywnie. Byłam zrozpaczona, bo pękł mi szew z przodu spodni i zrobiła się duża dziura. Mistrzyni wstydu to ja! Nie było jak zakryć, bo miałam za króciutką bluzkę. Co ja się namęczyłam...
Potem 25 minut na orbitreku i 158 spalonych kalorii. Jesteście ze mnie dumni? Bo ja jestem :) Zadowolona poszłam w nagrodę na saunę. Jakaś kobieta zalewała kamienie jak głupia a z nas się lało i lało. Ktoś dolał olejku eukaliptusowego do wody i w całej saunie pachniało pastą do zębów. Bomba! Ale nie wypada narzekać, było naprawdę fajnie.
Waga wskazuje 76,1 i chodź kręciłam się jak głupia nie chciała pokazać nic mniej. Głupia waga.

Sobota 3.08:
Dzisiaj ćwiczę z Tomkiem i mamą :D Total Fitness raz poproszę! Mama dzielnie zgodziła się do mnie dołączyć w dzisiejszych ćwiczeniach i była dzielna. Ćwiczyła do końca, nie poddała się ani razu przez pierwsze cztery zestawy, ale trochę było już ciężko przy piątym. Za to potem była dziko szczęśliwa. Ha! Kolejny dowód, że fitness uzależnia. Już umówiłyśmy się na czwartek na kolejny raz.
Potem strzeliłam sobie jeszcze brzuszki, o których mówiłam ostatnio. Polecam, ćwiczcie to zamiast zwykłych. Jak Wam się nie chce na całe ciało to chociaż ze dwa razy ten brzuchowy killer i też będzie dobrze.
A jeżeli macie ochotę spróbować Ewki to polecam zestawy z płyt shape. "Spalanie i modelowanie" uważany jest za jeden z łatwiejszych, ja osobiście nie ćwiczyłam, ale wrzucam link, możecie spróbować. Tego, który ćwiczę jeszcze na you tube nie ma, ale jak będzie to wrzucę od razu :)
http://www.youtube.com/watch?v=1DFZnypYPHI

Niedziela 4.08:
Godz. 10, TBC w Pure Klif po raz pierwszy. Po wczorajszych urodzinach Madzi mam zaburzoną motorykę i czuję, że mój organizm jest ociężały od zatrucia. A wstałam świeża jak skowronek! Najwyraźniej niektóre rzeczy wychodzą kiedy się zacznie ćwiczyć. Potem zostałam jeszcze na godzinie strechingu. Było znakomicie, zmachałam się jak głupia, ale kobieta, która to prowadzi to prawdziwe cudo. Byłam jedyna, która była pierwszy raz, widać, że wszyscy to stała ekipa, co w Pure jest dość nietypowe. W końcu skoro możesz zawsze być kiedy indziej to latasz po grupach i godzinach jak opętany. Po takich dwóch godzinach nie szłam już na aeroby. Uwierzycie, że nie ma tam sauny? Opis Pure Klif już wkrótce.
Ważę się w ubraniach zwykłych (pasek, dżinsy, te sprawy), zaraz przed wyjściem i wychodzi 76,5 kg. To chyba nieźle, nie wiem, bo ciężko mi powiedzieć ile  odliczyć za ciuchy. Zobaczę jutro.

środa, 31 lipca 2013

Podsumowanie miesiąca


W tym miesiącu
Ćwiczenia na całe ciało: joga raz (180 kalorii), ćwiczeń ogólnych razem 7 razy (ok. 3 tys. kalorii)
Ćwiczenia na bieżni: 4 razy, 687 kalorie
Ćwiczenia na schodach: 2 razy, łącznie 178 kalorii
Pływanie: 4,5 godziny (ok. 2000 kalorii)
Sauna: 5,5 godziny (11 razy) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok. 6000
Postęp: lepiej się czuję, poprawiła mi się sprawność, ZMNIEJSZYŁ SIĘ CELULIT! Tak mniej więcej ze stopnia drugiego do pierwszego. Nie wiem czy schudłam, bo nie mam wagi, ale chyba niewiele lub wcale. Wymiary dodam jutro jak znajdę miarkę.

Plan na kolejny miesiąc: włączyć dietę, czyli zmienić sposób jedzenia, niestety, obserwujemy brak efektów bez drastycznych kroków

Sobota 13.07
Zaczynam ćwiczenia. To już opisałam. Krótko: Power Joga, 100 kalorii na schodach, sauna raz 10 minut.

Niedziela 14.07
TBC, 122 kalorie na saunie, 78 na schodach, sauna 15, 10, 5 minut na pierwszym poziomie.

Poniedziałek 15.07:
Dzień lenia. Nie ma o czym mówić.

Wtorek 16.07:
Godz. 20, ABT (Absolut Body Training). Kolejny dzień ćwiczeń u Pudziana z petardą w tyłku. Na dużo mniejszej sali niż poprzednia ćwiczy dużo więcej osób, tak dużo, że nie mogę policzyć. Dopóki stałyśmy (tym razem same kobiety) wydawało mi się niemożliwe skorzystanie z mat (gdzieżbyśmy się miały położyć). Ale i to się udało. Moje piekące po niedzieli z nim mięśnie pełne zakwasów nie mogły znieść takiego wysiłku, więc w pewnym momencie wykonywałam połowę powtórzeń każdego ćwiczenia. Mój Boże, jestem słaba jak kot.
Wyszłam z sali o 21:20, ale nie byłabym sobą gdybym tak od razu poszła do domu. Zostałam na bieżni i wychodziłam (a nawet przez chwilę wybiegałam) 150 kalorii na dystansie 2,5 km chyba. Na saunę nie było już czasu, bo o 22:30 zamykali siłownię. Rano Dominik raczył zauważyć, że wyglądam zdrowo, szczególnie na twarzy. No cóż.

Środa 17.07:
Godz. 20, ABT (brzuch, uda, pośladki). Tym razem jakaś malutka chudziutka kobietka z miłym głosem. Już po dziesięciu minutach przeklinałam decyzję o powrocie i zrozumiałam, że Pudzian to nic w porównaniu z tą Frau Obersturmbannführer. Zachodzi człowieka od tyłu i spokojnym głosem mówi "Niżej pupcia, kochanieńka". Wszyscy na sali krzyczeli i płakali. Po tym nie poszłam na siłownię, tylko na saunę. Ale był tłok, nawet 5 osób w pewnym momencie. Takie skutki chodzenia popołudniem, kiedy wszyscy wyszli z pracy. W tym czasie do domu wrócili rodzice z Elizą. Nie wiem czy do soboty jeszcze dostanę przepustkę na wyjście z domu.

Czwartek-Sobota 18-20.07:
Zakwasy giganty. Takie, że właściwie nie miałam jak kucnąć, chodzenie po schodach to był ból nie do zniesienia, a po płaskim chodziłam jak robocop. Na dodatek mieliśmy malowanie, przenoszenie rzeczy, sprzątanie i krzątanie się w dowolnej kolejności. Nie udało mi się wyrwać ani na chwilę, chociaż moja masochistyczna cząstka nawet chciała. W domu pełnym ludzi nawet nie było jak ćwiczyć samemu, chociaż trochę poskakałam na skakance. Ale malutko.

Niedziela-Wtorek 21-23.07:
Nadal nic. Już w Gdyni, codziennie w rozjazdach, dziecko mi nie sypia w ciągu dnia, a nocą chodzi spać o 23 lub później, co skutecznie utrudnia wszelkie plany. Zaczęłam pić Inkę z błonnikiem. Pół litra kawy zrobionej z 15 g proszku daje około 7 g dodatkowego błonnika, czyli prawie 30% zalecanego dziennego spożycia. Polecam to, jako dobry sposób na błonnik bez tabletek. To powinno znacząco wspomóc przemianę materii i proces odchudzania w ogólności.

Środa 24.07:
Zwycięstwo! Wreszcie coś się ruszyło. Z Elizą wybrałam się na basen, godzinę spędziłyśmy w wodzie. Cóż, basen z dzieckiem to może nie najbardziej efektywny sposób spalania kalorii czy poprawy kondycji mimo to jest to krok do przodu, pierwszy w Gdyni. Byłam tak napalona na ćwiczenia po tym, że byłam gotowa odpalić sobie płytę i poćwiczyć z Ewką w domu, jednak kiedy wróciłyśmy było w pół do dziewiątej wieczór a ja dosłownie padałam. Ale i tak się liczy.

Czwartek 25.07:
Rozchorowałam się i niestety, nie dałam rady nic zrobić.

Piątek 26.07:
Na siłowni nieco ponad 3 godziny. Waga wskazuje 77,1 kg, ale to ignoruję. Musiała się pomylić. A poza tym po całym  dniu jedzenia na pewno była znacznie zawyżona. Idę na godzinę ćwiczeń na całe ciało i nawet nie musiałam przerywać - nadążałam! Ale wyszłam zmachana. Potem godzinka na bieżni i 265 kalorii, następnie godzinka saunowania, standardowo 15 min. (2 poziom),  10 min. (3 poziom), 5 min. (3 poziom). Jestem hardcorem!

Sobota 27.07:
Dzisiaj 1,5h pływania w morzu, temperatura 21 stopni (co daje dodatkowe nawet 400 kalorii na godzinę). Po przeliczeniu daje to nawet 1500 spalonych kalorii. Znakomity wynik, którego nie da rady osiągnąć żadną miarą na siłowni! Polecam z całego serca. Tutaj można poczytać o pływaniu co nieco, i o tym jak najlepiej chudnąć i rzeźbić w ten sposób: http://www.samozdrowie.pl/artykuly/artykul/basen-lepszy-od-silowni,184.

Niedziela 28.07:
Nie pojechałam na siłownię, bo niestety, w weekend są tylko poranne ćwiczenia, zresztą zwykle nie bardzo ciekawe. W końcu postanowiłam poćwiczyć z Ewą Chodakowską. Odpaliłam nową płytę z tego miesiąca, Total Fitness Speed Effect. Niby ona wymyślała zestaw ćwiczeń, ale pokazuje je jej bardzo apetyczny kolega. Miły mężczyzna chwalił mnie co chwilę i mówił, że dam radę, co powodowało naprzemienne zalewanie falami śmiechu i złości. Ale jednak po raz pierwszy rzeczywiście ćwiczyłam do końca. Obserwujemy wzrost motywacji, milordzie! Ćwiczenia są sensowne, wydaje mi się, że nie jakieś strasznie ciężkie, takie akurat. Oczywiście spłynęłam potem od stóp do głów, więc tak lekko znowu nie było. Ale polecam, polecam na początek.

Poniedziałek 29.07:
Pure Szperk, godz. 16 TBC. Było nieźle. Potem 145 kalorii (20 min.) na bieżni. Wpadam w depresję, bo Pan obok biegnie 35 min. i już spalił 450 kalorii, a Pani obok biegnie tyle co ja chodzę i spaliła 300 z groszem. Ale ja nie będę tyle biegać, niedoczekanie, to przecież okropne. Postanowiłam spróbować czegoś nowego i poszłam na orbitrek. Zeszłam po 5 minutach i chyba 21 kaloriach. Bardzo drogich kaloriach. To było straszne przeżycie. Kto wymyślił to narzędzie tortur? Potem sauna, już standardowo, wszystkie trzy razy na tym drugim poziomie. Waga na siłowni pokazała 76,0 kg. Świetnie. To może oznaczać, że albo mniej piłam na siłowni, albo mniej jadłam, a w ostateczności, że rzeczywiście jestem lżejsza. Ot sens ważenia się w ciągu dnia.
Okazuje się, że przez najbliższe 20 minut nie będzie autobusu, a jest już po w pół do 8 i rodzice czekają u babci, żeby zabrać mnie i dziecko. Idę więc na piechotę. To miał być kawałek. Kiedy doszłam, moja koszulka była bardziej mokra niż ta po treningu i nawet kurtka tak przesiąkła, że jeszcze 4 godziny później była cała wilgotna. To był hardcore trening.

Wtorek 30.07:
Kilogram tłuszczu ma ładunek energetyczny o wartości 7716 kcal. Tyle trzeba spalić ponad to, co się je, aby „zgubić" 1 kg tłuszczu. No to powodzenia.
Dzisiaj znowu w domu, umówiłam się z Kasią na spacer na 19, więc nie mogłam iść na siłownię. Ale odpaliłam Speed effect z Tomkiem i jeszcze zestaw ćwiczeń na brzuch stąd: http://www.youtube.com/watch?v=2YVk__M0hh4&feature=player_embedded
Niby w tym Speed Effect piszą, że ćwiczy brzuch-uda-pośladki, ale brzuch czuję mało, dlatego sobie dołożyłam. Ten zestaw jest okropny, ale skuteczny. Zrobiłam raz, więcej nie dałam rady.

Środa 31.07:
Straszne zakwasy po wewnętrznej stronie ud. Tułam się z Elizą na basen.Tam spędzamy 3 godziny z czego dwie w wodzie. Super!

niedziela, 28 lipca 2013

Kilka słów o Pure Szperk

waga: haha! nie wiem, bo nie mam!
BMI: bez wagi nie ma BMI
obwód w pasie: 90 cm (super)
obwód w talii: 74 cm (bardzo dobrze)
obwód w tyłku: 104 cm (nieźle)
obwód w udzie: 64 cm (tragicznie)


W ten piątek, 26.07, byłam po raz pierwszy na siłowni w Galerii Szperk w Gdyni. Ponieważ wiele osób jest z okolic, a ponadto, to co tam zobaczyłam jest zaskakujące, postanowiłam poświęcić temu kilka słów.

Przede wszystkim wiedząc, że siłownia w Szperku jest o połowę mniejsza od mojej macierzystej w Warszawie nie byłam przygotowana na nic szczególnego. Nie spodziewałam się sauny, podejrzewałam, że będzie biednie, bo i Galeria mała i raczej na uboczu, więc czego się tu spodziewać? Bardzo się pomyliłam. Zastałam typowy standard Pure (u nich szafki, urządzenia i wyposażenie jest wszędzie dokładnie takie samo) a ponadto bardzo klimatycznie podświetlane na niebiesko prysznice i bardzo przytulną saunę (może nieco małą, ale istniejącą, co właściwie było niespodziewane). Powierzchnia jest z całą pewnością mniejsza, ale i ludzi mniej, co powoduje, że właściwie nie widać różnicy. Wszystkie przyrządy na miejscu, ludzie mili, sale do treningów wygodne i znakomicie klimatyzowane. Gorąco polecam! Myślałam, ze będę chodzić częściej do Klifu, bo podejrzewałam, że tam będzie lepiej, ale Szperk mnie tak pozytywnie zaskoczył, że z całą pewnością wracam tam jutro.



Spędziłam tam godzinkę na znanym mi już TBC (total body cośtam), które było dość lekkie, wystarczająco lekkie, żebym dała radę zrobić całość, niewystarczająco, żebym nie spłynęła cała od stóp do głów. Babeczka nie widziała moje drogiego Pudziana albo miłej frau oberstrumpbbahnfurer. Potem standardowo już poszłam na bieżnię. Chciałam się lekko rozkręcić, więc mówię sobie: 100-150 kalorii, nie więcej. Włączam telewizorek, szukam jakiegoś programu informacyjnego (na bieżniach nie ma dźwięku, więc nic innego zwykle oglądać nie ma sensu, na informacyjnych zawsze przynajmniej można coś poczytać) i trafiam na Trudne Sprawy, czyli jak to mówi jeden z moich uczniów: dramat ludzki na śniadanie. Trudne sprawy z napisami! Ha! Może bym normalnie nie obejrzała, ale to lepsze niż kanał informacyjny. Wybiegałam 150 kalorii a tu reklama i nie poznam zakończenia! Przełączyłam się na chód i oglądam dalej. Wychodziłam 265 kalorii do końca odcinka (to przez te reklamy na Polsacie). No i zobaczcie, wszystko można, trzeba mieć tylko dobrą motywację. Pomyślałby ktoś, że jak się ma taką wagę jak ja to już jest dobra motywacja. Okazuje się, że nie, najlepsza motywacja to ciekawość. Dobrze, że zaraz potem nie było kolejnego odcinka, bo z tej ciekawości bym tak schudła, że aż bym się w sobie zapadła.

Na koniec mala sauna w kilka osób, dwie babeczki opowiadają sobie jak to jedna z nich nienawidzi siostry chłopaka i nie może patrzeć na jej małe dzieci. Niedobrze mi się z tego robi i pocę się jeszcze bardziej niż zwykle. I dobrze, przynajmniej więcej toksyn ze mnie wyjdzie. Z tamtej dziewczyny, sądząc po jej słowach, też ma co za paskudztwo wychodzić. Może to była właśnie taka forma oczyszczania saunowego. Ktoś inny by pomyślał, że sauna oczyszcza przez pory, ją za to oczyszczała przez język.

Po skończonej trzygodzinnej ponad zabawie obieram się w szatni cała zadowolona z dobrze wykonanej roboty i mimowolnie słucham rozmowy dwóch innych dziewoi. Obie śliczne, szczupłe i wysportowane. Jedna opowiada drugiej, jak to któregoś razu wychodzi z siłowni zadowolona z dobrze odbytego treningu. Jak ja teraz, myślę sobie. Idzie na parking, mija dwóch facetów z któ¶ych jeden mówi do drugiego:
- Ej, zobacz jaka fajna dupa!
- Nooo...
- Szkoda, że taka gruba...
Mina mi zrzedła. Świat jest naprawdę okrutny.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Gdy nie ma dzieci w domu...

waga: 73,5 kg (przynajmniej nie jest gorzej)
BMI: 25,4 (nadwaga, nadal)
obwód w pasie: 94 cm (źle)
obwód w talii: 76 cm (to samo)
obwód w tyłku: 106 cm (źle)
obwód w udzie: 62 cm (źle)

Coż, na początek stwierdzam z przykrością, że spuchłam, lecz mam zamiar z tłuszczową opuchlizną walczyć, a co!

Eliza wyjechała w piątek przed południem. Do końca dnia nie mogłam się pozbierać, w takim byłam szoku (chyba), za to już w sobotę z samego rana (czytaj: dwunasta, jak mówią stare ludzie, w obiad) poszłam na siłownię. Odkupiłam od koleżanki karnet do grudnia, będę za niego płacić 130 miesięcznie, wstyd nie chodzić. Więc poszłam.

Dotarcie na siłownię zajmuje mi równo godzinę, albowiem najbliższa mojego domu i tak jest po drugiej stronie Wisły i jeszcze za Pragą, czyli na przeklętym Gocławiu, tam, gdzie diabeł dobranoc mówi. Ale lepszy Gocław niż np. Bródno czy Tarchomin, które leżą jeszcze bardziej zatopione w krainę pierwotnych ludzi zza Wielkiej Rzeki Wisły, zwanymi dalej TUBYLCAMI. Są oczywiście bliższe siłownie z tej sieci, ale mądrzy panowie pod krawatami przeliczyli sobie to dobrze trzy razy i im wyszło, że jak Natalia miałaby wybrać Gocław czy np. Centrum, Złote Tarasy, to wybierze Centrum. Wyszło im, że pewnie nie ona jedna. To sobie liczą za tę korzystną lokalizację niespełna dwukrotnie więcej. Jeżeli nie chcesz płacić, płacz i uciekaj przed tubylcami.

Jedynym na co mogłam pójść, bo ostatnim o tak późnej porze, była Power Joga. Spodziewałam się jakiegoś jogowego mistycyzmu czy coś, ale w sumie oprócz kilku wschodniobrzmiących słów, których nie powtórzę, był to mało wyczerpujący aerobik, raczej bez tego power, co ma w nazwie. Chociaż może jak na jogę był to power? Nie chcę wtedy chyba wiedzieć jak wolno ruszają się na zwykłej. Przeczytałam potem, że została ona wymyślona dla niecierpliwych Amerykańców, żeby dawali radę i się nie nudzili. Jutro znowu na nią idę, więc zobaczę jak mi się spodoba za drugim razem. Mam takie zakwasy, że nic innego by mi nie wyszło. Ale po kolei.

Zaraz po tej jodze, która zajęła mi godzinę i dała do myślenia stwierdziłam, że nie po to człowiek się tłucze tu godzinę w jedną i godzinę w druga stronę, żeby tylko godzinę spędzić na miejscu. Poszłam więc obejrzeć PRZYRZĄDY. Już zaraz po wejściu, kiedy to zdezorientowana krążyłam szukając szatni damskiej (wrodzony szósty zmysł za to od razu zaprowadził mnie do męskiej, ale w końcu przyszłam tam ćwiczyć, na przyjemności czas znajdzie się potem) dostrzegłam automatyczne schody. Widziałam je ostatnio na popularnym portalu, dlatego mnie szczególnie zaciekawiły. To taka bieżnia, tylko, że ze schodkami. Dokładnie taka jak na tym zdjęciu:
Pomyślałam sobie, że to świetny pomysł, nie od dziś wiadomo, że wchodzenie po schodach znakomicie kształtuje pośladki. Podeszłam do nich pewnym krokiem, żeby nikt nie nabrał podejrzeń co do mojej totalnej zieloności w sprawie obsługi tego typu urządzeń, i przystąpiłam do dzieła. Tu był koniec mojego kozactwa. Widząc oczyma wyobraźni siebie, która zaraz po włączeniu urządzenia spada z niego i ląduje na ziemi wśród tych wszystkich gapiących się mięśniaków była tak przerażająca, że stałam pięć minut i studiowałam wszystkie przyciski w celu uniknięcia tak straszliwego losu. Nie będę opisywać jak wreszcie do tego doszłam. Ale doszłam, włączyłam i nawet dość szybko nauczyłam się zmieniać prędkość a w końcu także włączać wentylator, co po chwili okazało się zbawieniem. Powiedziałam sobie: ok, idziesz, idziesz, to wychodź, no, na początek niewiele, 100 kalorii, a jak będzie szło świetnie to 200.

Po 50 zrobiłam sobie przerwę. Według tego monstrum weszłam na 22 piętra. 50 kalorii. 22 piętra. 50 kalorii. 22 piętra. Przecież 50 kalorii to szklanka zielonej neaste o obniżonej ilości cukru! Kiedy dochodziłam do 100 pot się lał mi nawet z uszu, a tentno momentami przekraczało 200, co, jak sobie potem uświadomiłam, było maksimum dla mojego wieku. Kiedy zeszłam stamtąd w głowie mi się kręciło i nie mogłam się utrzymać na nogach. Czułam się za to świetnie. I dlatego nie mógł to być jeszcze koniec na dzisiaj. Postanowiłam znaleźć saunę.

Cóż, byłam już wykończona, ale nie po to człowiek pozbywa się dziecka, żeby leniuchować na kanapie. Stwierdziłam, że z całą pewnością nic nie zrobi mi tak dobrze jak sauna. Rozebrałam się do majtek, owinęłam ręcznikiem i jazda. Bogu dzięki sauny damskie i męskie są osobno, w każdej szatni, to znacząco ułatwia korzystanie z nich w taki sposób, jak Pan Bóg nieprzykazał, czyli skąpo odzianym. Pobieżnie przestudiowałam regulamin korzystania, sprawdzając czy nie w przeciwwskazaniach miesiączkowania (nie zauważyłam, a było), zanotowałam w pamięci, że mam być sucha i mam ta siedzieć pomiędzy 5 a 15 minut. Tyle. Weszłam. Na najniższym z trzech poziomów leży naga do rosołu kobieta. Zszokowana stwierdzam, że pewnie lesbijka. Od razu przypominają mi się amerykańskie filmy, w których faceci czatują na siebie w saunach. Nic z tego. Wskakuję na najwyższe piętro, będę ją miała na oku.

Zdejmuję okulary, kładę obok i , ciągle owinięta ręcznikiem, leżę i oglądam migoczące światełka na suficie. Czeka mnie 10 minut prób postawienia obu stóp na rozgrzanym drewnie. Nie udało się do końca. Czuję się dobrze, trochę gorąco, ale póki leżę nie ma co narzekać. W końcu stwierdzam, ze już mam dość, naga baba uciekła chwilę wcześniej, więc dezercja nie będzie wstydem. Wstaję. Próbując podnieść okulary poparzyłam palce. Głupie dziewczę, myślę, podnosząc je nieco po omacku, bo niespodziewanie zrobiło mi się ciemno przed oczami, kto normalny wziąłby okulary do sauny?

Wychodzę, ledwo trzymając się na nogach, co zrzucam na karb gorąca, i zakładam parzące okulary na nos, bo wkurza mnie to, że nic nie widzę. Po raz pierwszy w życiu sytuacja się jednak nie poprawiła. Jestem mocno przegrzana, w uszach mi huczy a przed oczami nic. Idę od ściany do ściany jak najgorszy pijak modląc się, żeby nie przewrócić się na mokrej podłodze, której nawet nie mogę dobrze zobaczyć. Byle dojść do szafki, wezmę szampon, wrócę pod prysznic, tam się ochłodzę i wszystko będzie dobrze. Gdy doszłam do szafki nie widziałam już jednak nic. Otworzyłam ją cudem i zaczęłam gorączkowo uderzać ręką o torbę w poszukiwaniu szamponu. Zrozumiałam, że nie dam rady ani chwilę dłużej, zrobiłam chwiejne dwa kroki do tyłu, usiadłam ciężko na ławce i w tamtym momencie cały mózg mi się wyłączył. Usłyszałam ledwo jak podbiega do mnie jakaś kobieta, pytając czy wszystko ok, każde mi się położyć, podnosi nogi do góry, i tak trzyma kilka minut. Mówiła coś o poparzeniu na mojej skórze i o tym, że przesadziłam, że nie mogę tak się forsować. Jak tylko dałam radę powiedziałam jej, że już ok, że wszystko dobrze i żeby się nie martwiła. Posadziła mnie na ławce i kazała poczekać kilka minut sto razy pytając czy na pewno wszystko w porządku zanim wyszła. Gdy jednak minęła chwila, wrócił mi wzrok i słuch postanowiłam wznowić operację prysznic. Wstałam, otworzyłam szafkę i chwilę potem ocknęłam się całkiem goła na ziemi, bo ręcznik mi się zsunął, gapiąca się w sufit niewidzącymi oczyma. Leżałam tak jeszcze minutę śmiejąc się z samej siebie, gdyż śmiech z siebie jest dobry w każdej sytuacji, dziękując Bogu, że nikogo nie ma w szatni, żeby zobaczył mnie w tej chwili hańby. Cóż, gdy tylko wstałam były tam dwie rozbierające się kobiety, które prawdopodobnie były tam cały czas. Nie posiadałam się ze wstydu.

Opuściłam siłownię po 3 godzinach, słaniając się i dygocąc, słaba jak kot i mądrzejsza o nowe doświadczenia. Po powrocie do domu usiadłam do komputera i dokładnie dowiedziałam się jak korzystać z sauny. Polecam w tym celu szczególnie tą stronę:
http://sauny.w.interia.pl/sauna_procedure.htm

Powiem tylko krótko, że następnego dnia też wróciłam na siłownię. Byłam tam już o 9 do mężczyzny wyglądającego jak pół Pudzianowskiego, który ćwiczyl 50 kobiet i jednego mężczyznę w czymś co nazywa się TBC i ABT czy coś w tym stylu, ale ogólnie chodzi w tym o to, że się pocisz i męczysz przy użyciu stepów, ciężarków, piłek i mat. To była straszna, ale piękna w swej grozie godzina i z pewnością do tego wrócę. Mięśnie mnie piekły jakby ktoś podkładał pod nie ogień, jestem jednak za to wdzięczna. Potem poszłam na bieżnię, na której chodziłam 24 minuty w tempie od 4 do 7 km/h i wychodziłam 122 kalorie, następnie przeniosłam się na schody, którym oddałam kolejne 78, wchodząc przy tym na 34 piętra. Następnie poszłam na saunę. Zgodnie z zaleceniami: najpierw prysznic z myciem, potem najniższy poziom 15 minut, całkowity prysznic z wychłodzeniem ciała, odpoczynek 20 minut, najniższy poziom 10 minut, wychłodzenie, odpoczynek 20 minut, i znowu 10 minut najniższy poziom (bo mi się dobrze leżało) i wychłodzenie. Obok mnie, za którymś razem, leżała kobieta owinięta ręcznikiem. Phi, prychnęłam falując gołym ciałem, You Know Nothing, kobieto.

Z siłowni wyszłam po 4,5 godzinach, zmęczona, ale bynajmniej nie słabująca. Cóż, czegoś się chyba nauczyłam.



sobota, 22 czerwca 2013

Skutki NicNieRobienia

11.07.2013

waga: 73,5 kg (gorzej)
BMI: 25,4 (nadwaga)
obwód w pasie: 93 cm (lepiej)
obwód w talii: 76 cm (gorzej)
obwód w tyłku: 105 cm (o dziwo, lepiej)
obwód w udzie: 61 cm (lepiej?)


Utyłam. Niby nic, ale tydzień temu, kiedy kończyła się sesja ważyłam 72,3 kg. 72 kg to waga, która oznaczałaby brak nadwagi, dlatego czekałam na nią bardzo i chciałam napisać kiedy http://nieszkodzi.blogspot.com/2013/06/skutki-nicnierobienia.html#linkssię uda. Nie udało się, poszłam w górę. Trochę dałam ciała z piciem wody, przyznam, zbrzydła mi okropnie. Za to kupiłam sobie czerwoną herbatę i piję 1-1,5 l dziennie, już wcale niczego nie słodzę. Myślałam, że to coś da, ale szału nie ma. Z drugiem strony nadal nie ćwiczę wcale, nie ograniczam słodyczy (zmieniłam na mniej kaloryczne, wcinam ciastka owsiane i korzenne, zamiast czekoladowych), ale obiadki, które codziennie strzelam mojej rodzince skutecznie uniemożliwiają ograniczenie kalorii. Teraz jednak Eliza jedzie z dziadkami w góry, będę w domu sama w ciągu dnia, chcę zacząć. Trzymać kciuki!

Mimo, że utyłam w kilogramach, to zmniejszył mi się obwód. Może tłuszcz mi się ubił czy coś?


Poniżej produkty, których zadaniem jest przyspieszyć Twój metabolizm (z facebooka Ewy Chodakowskiej):

-grapefruit, 
-zielona herbata, 
-jogurt NATURALNY, 
-migdały, 
-indyk, 
-szpinak, 
-fasola, 
-papryczki jalapeno, 
-brokuły, 
-curry, 
-cynamon,
-mleko sojowe, 
-płatki owsiane
-kawa (czarna-z ekspresu)



Skasowałam poprzedni post! Przypadkiem ten mi się nadpisał, poprzednie wymiary po 10 dniach picia wody:

waga: 73 kg
BMI: 25,3
obwód w pasie: 94 cm
obwód w talii: 75 cm
obwód w tyłku: 107 cm
obwód w udzie: 62 cm

wtorek, 11 czerwca 2013

Zaczynam się odchudzać

waga: 74,4 kg
BMI: 25,7 (zdecydowana nadwaga)
obwód w pasie: 98 cm
obwód w talii: 79 cm
obwód w tyłku: 106 cm
obwód w udzie: 62 cm(są ludzie, którzy mają tyle w talii!!!)

Jestem gruba. Wiem od dawna, ale teraz we mnie to uderzyło. Od kiedy w październiku przestałam ćwiczyć i przeprowadziłam się do Warszawy utyłam obiektywne 4 kg, ale wcześniej zjechało mi 6 kg mięśni, więc cóż, mamy realne 10 kg do przodu. To widać. Widać. Naprawdę widać. Tłuszcz otula mój brzuch jak jeszcze nigdy tego nie robił, zwisa z tyłu śledząc każdy mój krok i drwiąco podskakuje przy każdym ruchu. Trzęsie się tchórzliwie, gdy ćwiczę i leniwie rozlewa gdy siedzę. Mam dodatkowe trzy biusty pod jednym właściwym, które zaczynają stanowić dla niego konkurencję. Wygląda to przerażająco. W dodatku moja garderoba nie dostosowała się jeszcze do nowych realiów. Ciasne spodnie uwydatniają boczki wypływające znad paska, opięte bluzki obklejają fałdki i krajobraz a la Jabba z Gwiezdnych Wojen nie jest już tylko sennym koszmarem. 

Postanowiłam to zmienić. Zapisałam się na aerobik 3 razy w tygodniu, odnowiłam znajomość z SHAPE'em i śledzę profil facebookowy Ewy Chodakowskiej. Jak na razie minęły 2 miesiące i nic. Ale bądźmy uczciwi, z tym aerobikiem to nie jest tak wesoło. Mamy sesję, jesteśmy zajęci, do centrum jedzie się godzinę z domu, a trzeba się uczyć, czasem po prostu nie ma czasu. I tak już od miesiąca byłam może na połowie, ale chyba jednak nawet nie to. Skoro nie masz czasu jechać do centrum na regularny aerobik to czemu nie odpalisz sobie Ewki na YT i nie poćwiczysz w domu? No tak, ale to dziecko śpi, to mąż śpi, to za późno, a na dole mieszkają starsi ludzie. To może idź pobiegać? Nie, bo nie lubię i unikam jak ognia. No cóż, dziewczyno, masz na własne życzenie. Mam. Prawda. Na własne życzenie. Ale sesja już się zaczęła, zaraz się kończy, karnet wykupiony na 3 miesiące, nie ma wymówek. Przez wakacje nie pracuję, jadę do rodziców, mają dom, trzeba ćwiczyć, skoro nie będzie sąsiadów, którym się będzie przeszkadzało, a dziecko nawet nie usłyszy (nie to co w małym mieszkaniu). Może zapiszę się jeszcze na aquacycling? Słyszałam, że spala się tam nawet 900 kalorii na godzinę, no i człowiek się nie poci. 

Jeszcze dieta. Siedzę i wpierniczam lody, zagryzam ciastkami, na obiad makaron, białe pieczywo na śniadanie, a jak wracam o 22 do domu to mąż odsmaży pierogi albo krokiety. I bądź tu chudy. W Warszawie kupisz obiad za 14 zł ale dobrą bułkę + świeży sok za 24, wiem co mówię. Gdy jeszcze studiowałam w Gdańsku bułka z łososiem i warzywami na śniadanie kosztowała mnie 5 zł i rzeczywiście nie tyłam, jak tak ładnie jadłam. A tutaj, jak widać.... Mówią, że trzeba pić, a ja po ciąży mam wstręt do wody, piję tylko herbaty, ze dwie, trzy dziennie, w sumie nic więcej. No i słodzę. Weź tu człowieku nie słódź, kiedy to gorzkie gówno nie smakuje za niczym i aż chęć do życia odbiera. Ale ograniczyłam, słodzę 0,5 łyżeczki na 0,5 litra i chociaż cierpię, ale cierpię straszliwie, to w słusznej sprawie. 

Tak więc postanowiłam zacząć o tym pisać. Gdzieś przeczytałam, że to pomaga, to będę sobie w ten sposób pomagać. Może nawet, o zgrozo, zacznę zdjęcia wrzucać. I od dzisiaj piję wodę. Chcę zwiększyć o 1,5 l płyny, zobaczymy jak pójdzie. Aha, no i walczymy ze złą dietą: NIE radykalnemu odchudzaniu, TAK dobrym nawykom! Dalsze relacje nastąpią.