Poniedziałek 14.12
Po wczorajszym CrossFicie czuję przyjemnie moje wypompowane ręce, więc aby tego nie stracić robię, mimo krótkiego czasu Szok Trening. Gdzieś w 4/6 wpada do mnie Ania, więc robię jeszcze jedną rundę i osiągam dobry efekt. Już wieczorem będę gorąco to wspominała.
Wtorek 15.12
Po wczorajszym CrossFicie czuję przyjemnie moje wypompowane ręce, więc aby tego nie stracić robię, mimo krótkiego czasu Szok Trening. Gdzieś w 4/6 wpada do mnie Ania, więc robię jeszcze jedną rundę i osiągam dobry efekt. Już wieczorem będę gorąco to wspominała.
Wtorek 15.12
Zakwasy w rękach są bardzo mocne i byłoby nieroztropne dalsze ich nadwyrężanie, więc zastanawiam się nad tym co mogłabym zrobić. Nasuwa się Secret, bo jest najbardziej precyzyjny i nieobciążający zarazem, ale trwa aż 50 minut, a mój syn demoluje mieszkanie niczym tornado, więc każda minuta jest na wagę złota. Przypomniałam sobie o zapomnianym już nieco DetoCell Academy. Trening tylko 30 minut, w tym już rozgrzewka (czyli krócej niż Szok Trening), wszystko skakane i stane, głównie na uda. A ćwiczenia angażujące te największe mięśnie potwornie podkręcają metabolizm. Więc aby schudnąć - idealne!
Środa 16.12
Dzisiaj po raz pierwszy od trzech miesięcy zrobiłam Skalpel i moja miłość do tego treningu wybuchła na nowo. On jest najlepszy! Jak mogłam bez niego żyć?!
To był mój 120. trening (głównie) z Ewą Chodakowską, 50. z cyklu Metamorfoza 88 dni do Nowego Roku.
Czwartek 17.12
Mój odwołany CrossFit nie wrócił, więc poszłam na 20. Okazało się, że na to nie działa karnet studencki i muszę dopłacić 15 zł! Rozbój w biały dzień!
Na zajęciach jest zupełnie inna atmosfera niż to zwykle bywa w czwartki, a bardziej jak w niedziele. Szybko się kapuję, że dzisiejszy trening będzie zdecydowanie bardziej siłowy. Po rozgrzewce każą nam się dobrać w pary. Podchodzę do babeczki, na oko 40 lat, mała taka, ubrana normalnie, nie jakieś profesjonalne ciuchy i jeszcze gdy pytam czy ma parę pyta mnie czy jestem pierwszy raz, co ja rozumiem w ten sposób, że ona jest. Myślę - będzie spoko, lepiej z babeczką niż z facetem, nie będziemy się niezdrowo napędzać. Ta zresztą, taka chudzina, może nawet potrzebować mojej motywacji.
Jak bardzo się myliłam zrozumiałam zdecydowanie za późno. Były trzy stacje, na każdej spędzałyśmy 5 minut (!), każda robiła po 30 sekund, potem zamiana.
Najpierw 5 minut podciągania na obręczach. Padłam po trzeciej rundzie. Ale chudzina robi swoje dzielnie, więc głupio mi odpuścić. Ciągnę do końca, chociaż wyglądam jak inwalida.
Stacja druga - wyciskanie kettli nad głowę. Na każdą rękę 8 kg, łącznie 16! Tu już wiedziałam, że mam do czynienia z twardą sztuką. Powinnam była odpuścić w połowie, wziąć mniejsze, wyciskać tylko jeden, ale chora ambicja mi nie pozwoliła. Mięśnie mi latały jak szalone, modliłam się tylko, żeby sobie tego na głowę nie spuścić i dociągnęłam do końca.
A na końcu, trzecia stacja, był martwy ciąg ze sztangą. Większość dziewcząt robiło samym gryfem, ale moja partnerka nałożyła od razu 30 kg. Nie było wyjścia - ja ćwiczyłam z tym samym obciążeniem. Już wiedziałam, że to wszystko to za dużo, więc robiłam powoli i bardzo pilnowałam techniki. Ale pewnych rzeczy nie oszukasz, już i tak wcześniej przegięłam.
Po ćwiczeniach czułam się świetnie, naprawdę. Zmęczona, ale jeszcze rozgrzana. To, że będzie źle zaczęłam rozumieć dopiero godzinę później. A wieczorem już miałam pojęcie, że jutro co najwyżej poćwiczę uda.
Piątek 18.12
Za to już rano wiedziałam, że uda będą trudne do wykonania. Ręce bolały mnie tak jak jeszcze nigdy w życiu i zrezygnowałam z treningu na rzecz delikatnej rozgrzewki górnych partii ciała, co by się lepiej czuły. Do końca dnia było ciężko, tak bardzo, że urwałam się z uczelni, a na zakupach chciałam gryźć podłogę. Miałam wrażenie, że mam poważną grypę.
Sobota 19.12
To jak było w piątek było niczym w porównaniu z tym jak było w sobotę. Ręce miałam całkowicie bezwładne, miałam problem z pisaniem, nawet na telefonie. Ubranie kurtki było wyczynem, ale raczej zespołowym, z moim mężem. Nie obyło się bez leków przeciwbólowych i maści rozgrzewających, które w zasadzie nic nie dały. Zaawansowane tortury to mały pikuś. Pomogło dość dopiero grzane piwo w dobrym towarzystwie wieczorem.
Niedziela 20.12
Musiałam odwołać, z najcięższym sercem, niedzielny CrossFit. Nie dałam rady! Pakowanie się do wyjazdu na Święta było i tak ponad siły. Już nigdy, nigdy więcej nie popełnię takiej głupoty!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz