poniedziałek, 9 listopada 2015

Metamorfoza z Chodakowską. Tydzień osiemnasty.

W tym tygodniu kolejna zmiana. Rzucam ziemniaki, na ile to tylko będzie zależało ode mnie (u babci na imieninach kłócić się nie będę, chyba każdy to rozumie :D ). Chleb ograniczam do jednej kromki dziennie, max. 2. Do obiadu ryż brązowy/ kasza gryczana/ makaron razowy, ale w ilości nie większej niż szklanka już ugotowanego. Czyli ograniczamy węglowodany do ilości racjonalnych.

Pod względem treningowym jest coraz gorzej. W tym tygodniu zrobiłam 4 treningi, w poprzednim 5 a dwa tygodnie temu - też tylko 4. Ostatni raz 6 treningów tygodniowo zrobiłam trzy tygodnie temu. Chciałabym się jakoś ogarnąć, ale nic się nie zapowiada żeby kolejne tygodnie były lżejsze - dzieci chorują, ja pracuję za dwóch i studia idą pełną parą. Ale to jest też taki czas, w połowie grudnia powinno się rozluźnić, a potem będzie naprzemiennie ciężko i lżej aż do wakacji!

Do wakacji, to jednak mają być efekty. Więc obmyślam nowe sposoby na wymówki.

Poniedziałek 02.11
Tabata Małgosią Mączyńską



Tak bardzo mi się nie chciało! Byłam taka rozleniwiona, że zabranie się za Turbo Wyzwanie było turbo wyzwaniem. Remek zasnął i już wstał, a ja ciągle robiłam wszystko inne. Ale już siedziałam w stroju do treningu, szkoda było nic nie zrobić. Więc poszukałam na YouTube Tabaty, jako, że wiedziałam, iż jest to typ treningu o największej skuteczności przy najkrótszym czasie wykonywania.
Nie podpasowała mi trenerka, ale ćwiczenia są takie jak i u Ewy, więc ok. Na pewno nie zaszkodzi. Ale jednak wolę swoje programy. Już nie będę wymyślać w inne dni.


Wtorek 03.11
Turbo Wyzwanie szło mi znakomicie póki w połowie nie obudził się Remek. Ale dokończyłam razem z nim, angażując się tak bardzo jak tylko się dało.

Środa 04.11
Metamorfoza 21 bardzo udana, bo Remek nie obudził się aż do rozciągania i dał mi poćwiczyć. Byłam szalenie szczęśliwa.



Czwartek 05.11
Szok Trening. Ze śpiącym Remkiem jest łatwiej :) Było cudownie.

Piątek 06.11
Z chorym dzieckiem do lekarza trzeba było jechać na koniec miasta. Wiedziałam, że nie da rady ćwiczyć, toteż nie ćwiczyłam i nie miałam z tego powodu wyrzutów sumienia. Mimo, że wiedziałam, że w sobotę też się nie uda.

Sobota 07.11
I tak jak mówiłam - nie udało się. Niestety, weekend zjazdowy, od 8 do 20 na uczelni i jeszcze do pracy. Nie było szans.

Niedziela 08.11
Mówią, żeby nie robić dłuższych przerw niż dwudniowe, a to już mój trzeci dzień i w zasadzie nie wiem dlaczego. Jakoś było mi głupio prosić mojego męża i dzieci, żeby się gdzieś schowali, bo ja będę ćwiczyć, skoro przez resztę tygodnia schodzą mi z drogi, bo pracuję. Wymyśliłam za to sposób - wyrobię sobie karnet na pobliską siłownię i będę tam chodzić, kiedy ćwiczenia w domu przeszkadzałyby mojej rodzinie.

Ale to dopiero od przyszłego tygodnia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz