waga: nie będę się wypowiadać
BMI: bez wagi nie ma BMI
obwód w pasie: 94 cm (norma)
obwód w talii: 77 cm (makabra)
obwód w tyłku: 106 cm (norma)
obwód w udzie: 62 cm (norma)
poprzednie pomiary były jakieś dziwne i teraz widać jak jest naprawdę chyba, a jest tragicznie, nie tylko nie chudnę, ale jeszcze tyję. Nie tylko w wadze, ale nawet w centymetrach.
Ćwiczenia na całe ciało: ćwiczeń ogólnych razem 6 razy (ok. 2700 kalorii)
Ćwiczenia na bieżni: raz, 145 kalorii
Ćwiczenia na orbitreku: 3 razy, łącznie 289 kalorii
Pływanie: 2 godziny (ok. 300 kalorii)
Sauna: 1,5 godziny (3 razy) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok. 3434 (prawie pół kilo czystego tłuszczu)
Postęp: zmniejszył mi się brzuch, chociaż moja miarka twierdzi, że nie; ale naprawdę się zmniejszył. Poza tym dzięki ciągłej detoksykacji mój pot jest absolutnie bezzapachowy. Nigdy w życiu nie myślałam, że coś takiego się może wydarzyć i jestem pijana szczęściem.
Pierwsze trzy dni są skopiowane z poprzedniego posta. To skutek zmiany trybu na podsumowania tygodniowe i chęć bycia porządną.
Poniedziałek 29.07:
Pure Szperk, godz. 16 TBC. Było nieźle.
Potem 145 kalorii (20 min.) na bieżni. Wpadam w depresję, bo Pan obok
biegnie 35 min. i już spalił 450 kalorii, a Pani obok biegnie tyle co ja
chodzę i spaliła 300 z groszem. Ale ja nie będę tyle biegać,
niedoczekanie, to przecież okropne. Postanowiłam spróbować czegoś nowego
i poszłam na orbitrek. Zeszłam po 5 minutach i chyba 21 kaloriach.
Bardzo drogich kaloriach. To było straszne przeżycie. Kto wymyślił to
narzędzie tortur? Potem sauna, już standardowo, wszystkie trzy razy na
tym drugim poziomie. Waga na siłowni pokazała 76,0 kg. Świetnie. To może
oznaczać, że albo mniej piłam na siłowni, albo mniej jadłam, a w
ostateczności, że rzeczywiście jestem lżejsza. Ot sens ważenia się w
ciągu dnia.
Okazuje się, że przez najbliższe 20 minut nie będzie
autobusu, a jest już po w pół do 8 i rodzice czekają u babci, żeby
zabrać mnie i dziecko. Idę więc na piechotę. To miał być kawałek. Kiedy
doszłam, moja koszulka była bardziej mokra niż ta po treningu i nawet
kurtka tak przesiąkła, że jeszcze 4 godziny później była cała wilgotna.
To był hardcore trening.
Wtorek 30.07:
Kilogram tłuszczu ma ładunek energetyczny o wartości 7716 kcal. Tyle
trzeba spalić ponad to, co się je, aby „zgubić" 1 kg tłuszczu. No to powodzenia.
Dzisiaj
znowu w domu, umówiłam się z Kasią na spacer na 19, więc nie mogłam iść
na siłownię. Ale odpaliłam Speed effect z Tomkiem i jeszcze zestaw
ćwiczeń na brzuch stąd: http://www.youtube.com/watch?v=2YVk__M0hh4&feature=player_embedded
Niby
w tym Speed Effect piszą, że ćwiczy brzuch-uda-pośladki, ale brzuch
czuję mało, dlatego sobie dołożyłam. Ten zestaw jest okropny, ale
skuteczny. Zrobiłam raz, więcej nie dałam rady.
Środa 31.07:
Straszne zakwasy po wewnętrznej stronie ud. Tułam się z Elizą na basen.Tam spędzamy 3 godziny z czego dwie w wodzie. Super!
Czwartek 1.08:
17, ABS. Słabo, przez pół godziny jakiś skomplikowany układ choreograficzny. Musiałam stać żeby załapać a i tak do końca mi się nie udało. Za to potem pół godziny wyciskania brzucha. Masakra na leżąco. Było bosko i chcę jeszcze. Nie odpuściłam i mimo późnej pory poszłam na orbitrek. A co tam! Jeżeli coś raz dało Ci w kość, wróć i sprawdź czy ten ból to nie było złudzenie. 20 minut i 110 kalorii. Chyba już czuję o co w tym chodzi. Przede wszystkim trzeba chodzić do przodu a nie do tyłu, wtedy mniej boli. Niespodziewane i genialne w swej prostocie.
Ekspresowa sauna na koniec, standardowo 15, 10 i 5. Myślałam, że mi serce wysiądzie. Wyrobiłam się ze wszystkim w 2,5 godziny. Nowy rekord.
Waga na siłowni wskazuje 76,2 kg. Może dlatego, że miałam cięższe buty?
Piątek 2.08:
16, TBC z tą samą dziewczyną co w zeszłym tygodniu ale 10 razy tak intensywnie. Byłam zrozpaczona, bo pękł mi szew z przodu spodni i zrobiła się duża dziura. Mistrzyni wstydu to ja! Nie było jak zakryć, bo miałam za króciutką bluzkę. Co ja się namęczyłam...
Potem 25 minut na orbitreku i 158 spalonych kalorii. Jesteście ze mnie dumni? Bo ja jestem :) Zadowolona poszłam w nagrodę na saunę. Jakaś kobieta zalewała kamienie jak głupia a z nas się lało i lało. Ktoś dolał olejku eukaliptusowego do wody i w całej saunie pachniało pastą do zębów. Bomba! Ale nie wypada narzekać, było naprawdę fajnie.
Waga wskazuje 76,1 i chodź kręciłam się jak głupia nie chciała pokazać nic mniej. Głupia waga.
Sobota 3.08:
Dzisiaj ćwiczę z Tomkiem i mamą :D Total Fitness raz poproszę! Mama dzielnie zgodziła się do mnie dołączyć w dzisiejszych ćwiczeniach i była dzielna. Ćwiczyła do końca, nie poddała się ani razu przez pierwsze cztery zestawy, ale trochę było już ciężko przy piątym. Za to potem była dziko szczęśliwa. Ha! Kolejny dowód, że fitness uzależnia. Już umówiłyśmy się na czwartek na kolejny raz.
Potem strzeliłam sobie jeszcze brzuszki, o których mówiłam ostatnio. Polecam, ćwiczcie to zamiast zwykłych. Jak Wam się nie chce na całe ciało to chociaż ze dwa razy ten brzuchowy killer i też będzie dobrze.
A jeżeli macie ochotę spróbować Ewki to polecam zestawy z płyt shape. "Spalanie i modelowanie" uważany jest za jeden z łatwiejszych, ja osobiście nie ćwiczyłam, ale wrzucam link, możecie spróbować. Tego, który ćwiczę jeszcze na you tube nie ma, ale jak będzie to wrzucę od razu :)
http://www.youtube.com/watch?v=1DFZnypYPHI
Niedziela 4.08:
Godz. 10, TBC w Pure Klif po raz pierwszy. Po wczorajszych urodzinach Madzi mam zaburzoną motorykę i czuję, że mój organizm jest ociężały od zatrucia. A wstałam świeża jak skowronek! Najwyraźniej niektóre rzeczy wychodzą kiedy się zacznie ćwiczyć. Potem zostałam jeszcze na godzinie strechingu. Było znakomicie, zmachałam się jak głupia, ale kobieta, która to prowadzi to prawdziwe cudo. Byłam jedyna, która była pierwszy raz, widać, że wszyscy to stała ekipa, co w Pure jest dość nietypowe. W końcu skoro możesz zawsze być kiedy indziej to latasz po grupach i godzinach jak opętany. Po takich dwóch godzinach nie szłam już na aeroby. Uwierzycie, że nie ma tam sauny? Opis Pure Klif już wkrótce.
Ważę się w ubraniach zwykłych (pasek, dżinsy, te sprawy), zaraz przed wyjściem i wychodzi 76,5 kg. To chyba nieźle, nie wiem, bo ciężko mi powiedzieć ile odliczyć za ciuchy. Zobaczę jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz