Pomierzony poziom tkanki tłuszczowej: ok. 32,4% czyli lekka nadwaga
obwód w pasie: 94 cm (słabo, ale jest to realny spadek od miesiąca)
obwód w talii: 76 cm (bez zmian, ale nie jest gorzej)
obwód w tyłku: 106 cm (to samo)
obwód w udzie: 61 cm (i tutaj też realny spadek, chociaż szału nie ma)
Ćwiczenia na całe ciało: ćwiczeń ogólnych razem 2 razy (ok. 950 kalorii)
Ćwiczenia na orbitreku: 3 razy, łącznie 260 kalorii
Ćwiczenia na bieżni: raz, łącznie 18 kalorii
Ćwiczenia na stepperze: 2 razy, łącznie 307 kalorii
Pływanie: 2 godziny (ok. 300 kalorii)
Sauna: 1 godzina (2 razy) (nieprzeliczalne)
Szacunkowa ilość spalonych kalorii: ok. 1835 (bardzo słabo, ale jak na to ile w ogóle ćwiczyłam to mogło być gorzej )
Postęp: przede wszystkim powrót do domu umożliwił wprowadzenie własnej diety, z czego jestem bardzo zadowolona; tłuszcz na brzuchu układa się w sześciopak :D i wyraźnie widać biceps, co bardzo mnie szokuje.
Plany na kolejny tydzień: kontynuować dietę i poukładać ją sobie tak, żeby była możliwa do utrzymania po powrocie do pracy; zwiększyć ilość ćwiczeń w tygodniu oraz zacząć truchtać codziennie po troszeczkę
Poniedziałek 12.08:
Na siłownię dojechałam trochę przed czasem (wiem, wiem, mi też ciężko w to uwierzyć), więc jeszcze przed ćwiczeniami weszłam na 15 min. na orbitrek, poziom 1/20, spaliłam 40 kalorii (co tak marnie?!). Potem godzina TBC, ale ćwiczyło się ciężko, bo miałam okropne zakwasy na brzuchu i ogólnie byłam jakaś słaba. To staje się regułą. Nadrobiłam na orbitreku, 23 min., poziom 4/20 i 110 kalorii. Szok, to urządzenie się na mnie obraziło. Potem dołożyłam sobie jeszcze 10 min. steppera poziom 1 i spaliłam 115 kalorii. I to się nazywa spalanie! Na saunie krótko, bo było mało czasu, za to świetnie się czułam, jak już od tygodnia nie było. Chociaż tyle. Za to zamknęłam dzień na łącznie około 765 spalonych kaloriach i byłam zachwycona.
1 napój z l-karnityną.
Wtorek 13.08:
Godzina TBC, orbitrek poziom 4/20, 23 minuty i 110 kalorii, bieżnia 5 minut i 18 kalorii oraz stepper poziom 3/21, 13 minut i 192 kalorie. Łącznie 770 kalorii! Coraz lepiej. Potem sauna, z początku spoko, ale przyszła babka, co zaczęła lać wodę i tak zwiększyła wilgotność, że myślałam, że zwymiotuję. Ze względu na zbyt długi pobyt na siłowni nie miałam czasu na trzy sesje, więc zrobiłam dwie. 13 minut 2 poziom (nie dałam rady więcej przez tę babkę i jej mokre kamienie), 10 minut 3 poziom, bo 2 był zajęty przez mokrą babkę. Chciałam wytrzymać tak ze 12 minut, ale ona znowu lała te kamienie i nie dałam rady.
1 napój z l-karnityną i kofeiną, bezproblemowo.
Środa 14.08:
Przez dwie godziny, które spędziłam z Elizą w wodzie robiłam sobie różne ćwiczenia, tak intensywne, że aż odezwały mi się uda i błagały o odpoczynek. Daję sobie za to spalone 300 kalorii, ale woda była zimniejsza niż zwykle, więc mogło to być jeszcze więcej. Chciałam zachować dobrą passę tego tygodnia i dobić do 700 spalonych kalorii, ale mama nie chciała ze mną iść na rower i w końcu poddałam się. Brakujące 400 kalorii (może nawet z nadwyżką) przyjęłam w postaci ciastek i czekolady. Jak nie tak, to tak.
Czwartek 15.08:
Święto, rodzinny lunch, obiad i podwieczorek. No nie było jak, no po prostu się nie dało. Ale za to się najadłam na cały miesiąc.
Piątek 16.08:
Powrót do Warszawy został przesunięty na dzisiaj więc sorry...
Sobota 17.08:
No tak, ale ja przecież dopiero wróciłam, więc jak to tak...
Niedziela 18.08:
Wiecie, że OSHEE też ma napój z l-karnityną? Znalazłam w Tesco, kosztuje niecałe 3 zł, co jest znaczącą różnicą. Też 1000 mg. Postanowiłam spróbować. No dobra, dobra, prawda, dzisiaj też nie ćwiczyłam. Od jutra się poprawię.
Zrezygnowałam z pomiaru BMI i postanowiłam wpisywać procentowy udział tłuszczu w organizmie. Ciężko to zrobić, bo nie mam dostępu do specjalistycznej wagi mierzącej takie rzeczy, więc postanowiłam na razie poradzić sobie inaczej a w wolnej chwili pójść na konsultację do trenera, który mnie pomierzy. Jeden z programów, które sobie ściągnęłam liczy właśnie poziom tkanki tłuszczowej na podstawie wagi oraz pomiaru szerokości w biodrach i talii. Postanowiłam jednak poszukać podobnych kalkulatorów w internecie, żeby sprawdzić jego dokładność. I tak:
- http://na-silowni.pl/silownia/kalkulatory/kalkulator-tkanki-tluszczowej-w-organizmie/kalkulator-pomiaru-tkanki-tluszczowej.php ten kalkulator twierdzi, że moje ciało ma 39% tłuszczu co oznacza chroniczną otyłość; myślę jednak, że każdy kto mnie widział zrozumie, że musi to być jakaś głupota, więc odrzucam ten wynik; Dodane później: załapałam, chodzi o pas w pępku, a nie tam gdzie ja mierzę, czyli największy obwód brzucha!
- http://vivalavita.pl/kalkulator/okreslenieodsetkatkankitluszczowej-2.html Procent tkanki tłuszczowej w Twoim organizmie wynosi 32% co świadczy o wadze właściwej. Bardzo ciekawe. Tym bardziej, że na tej samej stronie jest też kalkulator, który mówi, że mam 30,7% co oznacza nadwagę. Chociaż w tym mogłoby być jednolicie. Ale na tej właśnie metodzie opiera się mój kalkulator i on mi właśnie mówi, że mam 32,4% tłuszczu, co oznacza lekką nadwagę. Polecam.
- http://www.pella.pl/Kalkulatory/Glowna/Kalkulator-poziomu-tkanki-tluszczowej.html kolejny kalkulator twierdzi, że mam chroniczną nadwagę i prawie 40% tłuszczu, no pociąć się można Dodane później: trzeba wpisać nie pas a talię, wtedy działa
- http://www.fit-up.pl/?calcs=calcs&c=4&oblicz=1#wynik ten podaję tylko jako ciekawostkę, bo jest totalnie skopany, daje mi 20%; chciałabym, chciała...
A na poprawę nastroju zdjęcie z pierwszych ćwiczeń z Ewką. Dowód, że coś naprawdę robię. Nieco starsze, ale dopiero zgrałam. Czy ja mam chroniczną otyłość, do jasnej ciasnej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz