piątek, 8 kwietnia 2016

Matamorfoza z Chodakowską. Tydzień trzydziesty dziewiąty.

Tydzień poświąteczny. Nie udało mi się wrócić do wagi sprzed Świąt, jestem jeszcze na dużym plusie. Ani dieta ani ćwiczenia nie działają, kiedy człowiek nie chce żeby działały. A ja, zamiast grzecznie jeść jak eremita, wciągam tabliczkę czekolady, zajadam tostami i potem się dziwię.
Powoli zaczynam się przyzwyczajać do wiosny i większej ilości słońca i wychodzę z okropnego przesilenia, które dopadło mnie tydzień temu. Teraz mam zamiar tym bardziej przycisnąć, trenować nie mniej niż 5 razy w tygodniu, a najlepiej 6 razy w tygodniu, trzymać się diety i chudnąć. Wiosna to najlepszy czas na zmiany, jest mnóstwo energii w przyrodzie, mnóstwo pozytywnych myśli, coraz cieplejsze dni i więcej światła. Jeżeli teraz nie będzie się chciało, to już nigdy się nie będzie. Latem będzie też cudownie, ale ciężkie ćwiczenia będzie można robić albo z samego rana albo późnym wieczorem, a wysokie temperatury będą poważnie osłabiać. Dlatego TERAZ JEST TEN CZAS, TERAZ SIĘ LICZY, KAŻDE POWTÓRZENIE! PRACUJEMY NA EFEKTY!




Poniedziałek 28.03
Przerwa podróżna. Ćwiczę cierpliwość z Polskimi Kolejami Państwowymi. Najcięższy trening ever.

Wtorek 29.03
Pobudka o 5:50. Woda z cytryną i miodem, ubranie się w okropne ciuchy, rozgrzewka zaczerpnięta z ulubionych programów i od 6:30 biegnę 3 km wplatając na dziko marsz w tempie 8 min./km. To dla mnie dość szybko, ale musiałam się spieszyć, żeby mąż mój zdążył do pracy, więc wisiał nade mną rygor czasowy. Dzięki temu osiągnęłam tempo niezłe jak na początkującego. Vivat!

Środa 30.03
Z braku czasu robię szybki Gymbreak z YouTube. 20 minut treningu piechotą nie chodzi, bo SKACZE!

Czwartek 31.03
Uwielbiam Gymbreak i uwielbiam dobry wycisk, więc robię płytę Naturalna Rzeźba, która ma naprawdę hardcorową sekcję na nogi. Bardzo dobrze czuję potem spalanie kalorii, ciało mrowi bardzo długo,

Piątek 01.04
Pełne zaangażowania i tragicznie idące Turbo Spalanie. Trening mi się dłużył, byłam zmęczona jakbym przerzucała opony, a na koniec nie mogłam się podnieść i ledwo żyłam. W zasadzie to chyba oznacza, że trening był wyjątkowo udany, prawda?

To był mój 190. trening.

Sobota 02.04
Zaspałam na poranne bieganie i tego dnia już nie miałam okazji poćwiczyć, bo spędziłam go na morderczych zaliczeniach na uczelni. Nie będę się martwić, jutro CrossFit.

Niedziela 03.04
Dzisiaj mój ze wszech miar ukochany CrossFit! Ciekawa jestem kiedy wreszcie przestanę mieć po nim takie zakwasy. Po tym przeszły mi dopiero w środę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz