Mi nie było dane zacząć wraz z wiosną, ale narzekanie jeszcze nikogo nie zaprowadziło daleko, więc trzeba po prostu spiąć pośladki... a także łydki, uda i przede wszystkim brzuch... i się nie poddawać!
Poniedziałek 07.09
Dzisiaj Ekstra Figura. Moja mama ćwiczy Ekstra Figurę, ja ćwiczę Ekstra Figurę. Ekstra Figura jest ekstra i godna polecenia. A więc polecam, wszystkim, szczególnie niezaawansowanym.
Wtorek 08.09
Oto Killer. Dobrze sobie czasem poskakać, nawet kiedy Twoje buty są śliskie i jedyne na czym się skupiasz to nie mięśnie, ale to, żeby się nie wyrąbać. Mata się suwa po podłodze i wszystko jest ciężej zrobić niż za czasów ręcznika. Ale narzekać każdy może, nie?
Środa 09.09
Ach, co to był za Skalpel! Idealny! Ewa mówi spinaj - a ja spinam, Ewa mówi wyżej - a ja wyżej, Ewa mówi pompuj - ja pompuje. Wdech, wydech, wdech, wydech! Czy oto zbliża się ta mityczna forma? Pod koniec wszystko paliło, wszystko piekło. Każde ćwiczenie udało mi się wykonać dużo dokładniej niż kiedykolwiek, każde ćwiczenie miało tyle powtórzeń ile ona robiła.
Do 25. minuty oczywiście. Takie zaangażowanie jednak nie jest jeszcze do utrzymania na cały trening, ale jestem z siebie dumna. Ćwiczenia na jednej nodze mnie jeszcze czasem przerastają. Nie jest wcale tak, jak twierdzą żartownisie, że ludzi z płaskostopiem bierze się na marynarzy, bo mają lepszą przyczepność do pokładu :D Nie, mamy koślawe, powykręcane nogi, które nie mają stałych punktów podparcia. Wiem jednak, że gdy będę mieć już mięśnie jak Chodakowska dam radę utrzymać równowagę nawet stojąc na zapałkach. Już to widzę!
TAAADAAAM! Oto był mój PIĘĆDZIESIĄTY trening z Ewą Chodakowską!!! 50!!!
Czwartek 10.09
Dzisiaj mam egzamin, o którym dowiedziałam się wczoraj. Lekko licząc, gdybym nie ćwiczyła to zaoszczędzę godzinę. A mam ich tylko 5 do godziny 0. Więc tym razem odpuszczam. Niech będzie dla mnie łaskawa, Pani nasza Chodakowska.
Piątek 11.09
Sesja rujnuje mój nieistniejący plan treningowy. Ale tak to już jest jak się zostawia wszystko na ostatni dzień. Dzisiaj jeden egzamin i dokończenie jeszcze jednego projektu. A to wszystko, oczywiście, w 5 godzin. Nawet nie zastanawiam się nad tym czy ćwiczyć - mieć godzinę i nie mieć godziny to już dwie godziny, nie?
Sobota 12.09
I tak oto minęły dwa dni bez ćwiczeń, a ja dokładam do nich trzeci.
Ciesząc się końcem sesji zaprosiłam Monikę na nocny maraton
z Dumą i Uprzedzeniem (serial z 1995), jadłyśmy słone krakersy i słone
orzeszki i zapijałyśmy to olbrzymimi ilościami zielonej herbaty. Od tej
wody i soli rano prawdopodobnie ważyłyśmy ze 2 kg więcej każda, więc na
śniadanie grzecznie zjadłyśmy jajka na miękko i twaróg. Jesteśmy fit,
nawet kiedy nie chcemy :D
Potem miałam korepetycje i to aż do 17, więc szybko zrobił się wieczór i trzeba było kłaść dzieci spać.
Ćwiczenia za nic nie pasowały do tego wszystkiego, toteż
ich nie było. Zaczęłam panikować - trzy dni pod rząd to już krótka droga
do tego, żeby odpuścić. Nigdy!
Niedziela 13.09
Dzisiaj zainaugurowałam posesyjną aktywność. Nie ma
egzaminów, nie ma wymówek! Muszę teraz przycisnąć, bo do dnia mierzenia
zostały tylko trzy tygodnie a ją nie widzę żadnych spektakularnych
efektów. Boję się, że moja miarką może mi powiedzieć to samo. Dlatego od
dziś będę jeść przynajmniej cztery posiłki dziennie i ćwiczenia będę
robić jeszcze mocniej. Mam trzy tygodnie! Każdy wymiar musi spaść
przynajmniej o centymetr (w tym udo!).
A ćwiczyłam dzisiaj Speed Effect. Niezbyt
intensywny, ale do Gap Day zostało aż 7 dni, więc nie mogłam rzucić
Turbo Power. Ale dałam z siebie naprawdę dużo i czuję, że dobrze
podziałało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz