Uznałam, że wpisywanie tutaj wszystkich swoich żywieniowych grzechów będzie dobrym sposobem na dopełnienie obrazu zmiany. Lub jej braku. Dzięki temu też nie będę mieć poczucia, że przecież tak znakomicie się odżywiam a nie chudnę. W każdej chwili będę mogła zobaczyć w czym i kiedy zawaliłam. To jest całkiem standardowy tydzień. Kilka dnia takich, że naprawdę powinno się być w trzech miejscach na raz i znaleźć chwilę na ćwiczenia jest cudem, a kilka dni takich, że dokładnie wiadomo co się będzie robiło i wystarczy realizować plan, żeby nic nam nie odebrało tej magicznej godziny dla siebie. Czekają mnie setki podobnych tygodni. Dlatego nie można się poddać właśnie w te, rutynowe dni. Niech mi to wejdzie w krew!
Poniedziałek 14.09
Jest
tak strasznie zimno i nieprzyjemnie. Remek miał okropną noc, nie chciał
spać i tak strasznie płakał a myśmy nie mogli się domyślić co się
dzieje. Teraz myślę, że mógł go uwierać potworne pełny, a mimo to
niewyczuwalny pampers. A myśmy go tak męczyli! No ale to było dziwne.
Od
4 więc w zasadzie nie spał. O 8 odprowadziłam Elizę do przedszkola,
zmęczona, niewyspana i potwornie głodna, bo nie zdążyłam zrobić nawet
porannego koktajlu. Gdy wróciłam do domu jedyne na co miałam ochotę to
położyć się znowu do łóżka. Byle tylko trochę odpocząć i się wygrzać.
Mieszkanie wyglądało jakby szaleli po nim złodzieje. Trzeba by
posprzątać, bo nie zostało nawet kawałka podłogi na matę.
Ooo! Jak bardzo nie chciało mi się ćwiczyć!
No więc zrobiłam Skalpel.
Nie ma siedzenia na kanapie! Nie ma leżenia w łóżku! Tłuszczyk humoru
nie poprawi a ćwiczenia owszem! Dlatego trzeba się dodatkowo przyłożyć.
Ojej! Jak mi teraz dobrze po tym wszystkim!
Wtorek 15.09
Dzisiaj chciałam coś lekkiego, ale nie Secret, bo Secret
najlepiej zrobić po ciężkim dniu, a wczoraj był jednak tylko Skalpel.
Przejrzałam wszystko na YouTube, ale nie mogłam się zdecydować, więc
włączyłam Killera.
Trening mi co prawda nie podszedł, zwykle ćwiczyłam na
czczo albo po lekkim koktajlu, a dzisiaj zrobiłam sobie małą kanapkę i
cały czas ją czułam w żołądku. Dokładnie tak jakby chciała wrócić. I w ogóle było tak
sobie.
Za to po wszystkim czuję się jakbym latała! Jestem taka
szczęśliwa! Chodzę sobie przy lustrze, w czasie ćwiczeń oglądam odbicie w
pianinie i widzę to! Czuję to gdy smaruję się kremem!
JESTEM INNA! Mam mięśnie! I tłuszcz inaczej się układa!
Cały czas się obmacuję - to po udach, to po brzuchu, a tam,
pod tym wszystkim, twarda skała!!! Jestem fit! Każde ćwiczenia teraz
sprawiają mi większą przyjemność, bo dają mi to, co mogę już teraz
zobaczyć. I to jest cudowne!!!
Dzisiaj Ekstra Figura. Nie chciało mi się, oczywiście, zawsze kiedy myślę o tym treningu to widzę tylko siebie balansującą na jednej nodze i przewracającą się raz po raz. Mimo to poszło zadziwiająco dobrze. Jednak mam krótką pamięć - ten trening jest bardzo dobrze wyważony i ma tak mało ćwiczeń, że ciężko się znudzić!
Czwartek 17.09
Dzisiaj Speed Effect. Do trzeciej rundy myślałam sobie - no, fajnie, trochę daje, bo jestem spocona, ale żadnej zadyszki, żadnego "o nie, już nie mogę!". Tomek chyba usłyszał, bo ostatnie dwie rundy były miodzio :D Moja mata miała odbite kształty niepokojąco przywodzące na myśl całun turyński, ponadto była w pianie. Myślałam, że ze zmęczenia pienią się tylko konie, ale najwyraźniej nie - ja też się pienię.
Za mało było brzucha. A to oznacza, że jutro będzie Secret :)I zapomniałam dodać. To był 55 trening z Ewą Chodakowską.
Piątek 18.09
Wczoraj miałam dzień "czuję się brzydka". Ostatnio trochę oszukałam i chwyciłam za miarkę. Miałam się co prawda mierzyć co 6 tygodni, ale czułam, że potrzebuję dopalacza. Sprawdzę sobie tylko jeden wymiar, żeby wiedzieć czy idę do przodu. Tylko talia. Nie pamiętam ile wyszło, ale wyszło więcej niż 4 tygodnie temu. WIĘCEJ! Próbowałam sobie powiedzieć, że to pewnie mięśnie się rozrosły pod tłuszczem i dlatego. Ale to tak naciągane, że nie przekonuje mnie ani trochę. Jestem ćwiczącym grubasem! Po co wstawać codziennie rano, żeby zrobić sobie specjalnie zielony koktajl, codziennie gotować owsiankę, robić sobie sałatkę na wieczór, żeby nie jeść niezdrowo? Po to, żeby tyć?! Siedzę, tak jak często siedziałam przed tym wszystkim, cały czas kompulsywnie ugniatając sobie oponkę, i jestem bliska płaczu.
Wieczorem przyszła Agnieszka. I zjadłyśmy lody, rurki z kremem, ciastka i jeszcze jakieś tureckie żelki. I jeszcze mąż mój zrobił ociekające topionym serem tosty. Normalnie bym sobie na żadną z tych rzeczy nie pozwoliła, ale dzisiaj jestem hipopotamem. Hipopotamem, który jest skazany na otyłość. Nic mi już nie pomoże, jedynym wyjściem jest zająć się tym, co zawsze kochałam najbardziej - jedzeniem.
Rano mam kaca i zaawansowaną depresję - może i jestem gruba, ale to co zrobiłam sprawi, że będę jeszcze grubsza, nie oszukujmy się. "Może powinnam wziąć leki przeczyszczające? Albo zrobić całodniową głodówkę?" - myślę ściskając kompulsywnie oponkę, jak niegdyś te zabawki-gniotki z balona napełnionego mąką. Tylko mnie to nie odstresowuje. "Może Turbo Power, żeby to szybko spalić?".
Nie, Turbo Power będzie jutro, przed niedzielą, tak jak zawsze. Dzisiaj Secret. Secret powinien uratować mój brzuch. Chociaż nawet Chodakowska nie uratuje mnie przed samą sobą, nie?
Oto on. Postanowiłam być dla siebie łaskawa i wrzucić go w wersji posteryzowanej. Wstydu i tak mi to zaoszczędzi niewiele. Jednak trochę mi się należy.
Sobota 19.09
W czwartek Ania obroniła inżyniera i zrobiła wczoraj imprezę. W związku z tym, że była impreza i darmowe żarcie to ja to żarcie musiałam wchłonąć. W ilościach hurtowych. Dlatego zjadłam ze dwie miski sałatki z mozzarellą, trzy kawałki ciasta kokosowego, miskę makaronu w sosie pomidorowym, dwie małe kanapeczki, dwa kawałki tortilli z serem i chipsy. Jedz człowieku co chcesz, ale nie jedz chipsów! Czy może być coś bardziej obrzydliwego?
Jem, patrząc się na szczupłe figury koleżanek Ani - dziewczyn studiujących informatykę! One powinny być wielkie, zwaliste i pryszczate, myślę, wrzucając na talerz kolejny kawałek ciasta. Co można by zrobić, aby mieć takie szczupłe nogi? - zastanawiam się sięgając po chipsy.
Ale przecież nie szkodzi, przecież już rano odpalę Turbo Power!
No więc nie. Gdy udało mi się dojechać do domu około trzeciej w nocy okazało się, że Remek akurat nie chce dłużej spać. Gdy już o ósmej z zamkniętymi oczami wyczołgałam się z łóżka, żeby Elizę zaprowadzić na balet ćwiczenia nie były mi w głowie. Tak samo jak gdy z baletu leciałyśmy tylko do domu na drugie śniadanie i potem od razu na występ taneczny Elizy na festynie dzielnicowym (na którym Agnieszka poczęstowała mnie połową Bounty, a ja nie odmówiłam - moja wina! moja wina!). Po wszystkim zasypiałam w każdej możliwej pozycji. Poćwiczę jutro!
Niedziela 20.09
Bycie grubszym zmotywowało mnie do tego, żeby dzisiaj dziko poćwiczyć. Mówię sobie - czas wypluć płuca. Zrobię Turbo Power w trudniejszej wersji.
Zamiast płuc o mało nie wyplułam żołądka, ponieważ zaraz po ćwiczeniach zwymiotowałam. Chyba za dużo wypiłam wcześniej wody. Ale teraz, jak już doszłam do siebie, to muszę stwierdzić, że się postarałam. Dobre zakończenie tygodnia :)
Może tylko następnym razem nie będę się tak opijać przed ćwiczeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz