środa, 13 października 2010

Jak nie przenosić i rodzić lżej.

Wiem, że wiele osób uzna mnie za totalną wariatkę, ale rodzić w listopadzie mi nie w smak. Tak więc Eliza - wyłaź, byle prędko!

Naczytałam się na różnych forach i stronach o sposobach przyspieszania porodu i wybrałam kilka z nich. Jak na razie zaopatrzyłam się w tabletki z wiesiołka (olej w kapsułkach), który ma rzekomo pomóc na rozwieranie się szyjki macicy i herbatę z liści malin (tą dostać można było tylko w sklepie zielarskim), która rzekomo ma pomóc na skurcze - mają one być efektywniejsze, mniej bolesne, a krocze elastyczne i może nawet bez nacięcia się obejdzie.
Od dzisiaj biorę wiesiołka (narzuciłam sobie 3 razy dziennie po 2 tabletki) i piję malinki (3 razy dziennie szklanka naparu z jednej czubatej łyżeczki, bo tak poradziła zielarka). Nie są to metody, które skutecznie cokolwiek przyspieszają, chociaż podobno pomagają nie przenosić specjalnie, za to są całkiem bezpieczne i raczej zachwalane. Mówi się, żeby od tego 38 tygodnia to brać, albo nawet szybciej, więc niby moment odpowiedni.
Na razie dam sobie czas z próbowaniem innych, bardziej inwazyjnych metod. Malutka już siedzi głową na samym dole, więc może nie potrzeba jej wiele. Poza tym jeśli chcę, żeby wiesiołek i malinki coś dały, to trzeba dać im trochę czasu. Więc jeszcze trochę im dam.

We wtorek wizyta u lekarza, jeśli coś będę miała robić, to bezpośrednio przed wizytą, żeby w razie czego szybko można było zareagować. Chociaż tyle mogę wykazać odpowiedzialności w moim jakże nieodpowiedzialnym zachowaniu i szalonej chęci zabawy w Boga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz